niedziela, 3 maja 2015

Majówkowe love.

To był jeden z najbardziej zakręconych weekendów w moim życiu.

W środę R. zadzwonił, że chce wpaść pogadać. No i wpadł. Weszliśmy do domu, zjedliśmy obiad, pogadaliśmy chwilę, po czym stwierdziliśmy, że jedziemy do Molo. 
Wyszliśmy z domu, poszliśmy do sklepu, kupiliśmy sobie po piwie i pijąc je wsiedliśmy do autobusu.

Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, zawsze chciałam choć 
raz w życiu najebać się w komunikacji miejskiej. 
 No i właśnie w środę był ten pierwszy raz :D

W drodze do i z Mola śpiewaliśmy hity Gangu Albanii, wyrażaliśmy miłość do Popka i piliśmy :D
Potem do 3 siedzieliśmy i rozmawialiśmy.

W czwartek uznałam, że olewam sobie ćwiczenia. Posiedzieliśmy trochę w domu, pooglądaliśmy Warsaw Shore, po czym zdecydowaliśmy się iść do kina na "Ziarno prawdy" (świetny film, swoją drogą). No i wiadomo, alko.
W sumie siedzieliśmy i piliśmy do 4 nad ranem.

W piątek byliśmy na meczu siatkówki (żeńskiej... nie że jestem antyfeministką, ale nie lubię żeńskiej siatkówki. Jest tak strasznie niedynamiczna i po prostu nudna...), po czym poszliśmy do Shishy. Na sziszę i kilka drinków. Potem poszliśmy na Bulwary, posiedzieliśmy tam chwilę. Ale jakoś tak zgłodnieliśmy. Więc postanowiliśmy pójść do kebaba na Wernyhory (który podobno jest całodobowy).
Podjeżdżamy, a tam jeden z właścicieli wypuszcza właśnie klienta i już chce zamykać bramę na kłódkę. To pytamy, czy już zamknięte. On tak nas zmierzył i powiedział "Dla Ciebie otwarte, ale dla kolegi nie", po czym zaczął się chichrać :D
Weszliśmy, przymknęliśmy bramę, Turek otwiera kluczem drzwi, odwraca się i mówi do mnie "Powiedz >>hokus-pokus<<". No to powiedziałam, a on nacisnął klamkę i otworzył drzwi...

Z grzeczności się roześmialiśmy i weszliśmy. Turek włączył telewizor, włączył mięcho, coby się kręciło na tym rożnie, wstawił frytki. I tak chwilę tam stoimy, a  on nagle do mnie "No chodź, nauczysz się robić kebaba". Ja myślałam, że on sobie żartuje! 
Ale dobra, idę tam, on mi daje tą maszynkę do krojenia mięsa i każe mi "obrabiać" to mięcho. Potem kazał mi podgrzewać placki (wzięliśmy rollo), nakładać na nie mięcho, fryty i sosy, a on to zawinął. 
Najlepsze jest to, że najpierw powiedział, że każdy robi dla siebie. Więc zrobiłam takiego w chuj fajniutkiego, dużo mięsa, dużo frytek... a on zawinął i dał go R., a mi kazał robić drugiego :<
Ale zrobiłam sobie równie dobrego :P
Tylko widać, że mam mało doświadczenia - dałam za mało sosów, następnym razem poleję ich syto :D
(Myślicie, że mogę dopisać sobie to doświadczenie do CV? :D)

Wróciliśmy do domu, obejrzeliśmy "Psy" (a właściwie pół...) i poszliśmy spać.

W sobotę poszliśmy do Andergranda, bo R. chciał iść na zakupy. Kupił sobie dwie bluzy i kominiarkę Gangu Albanii (ZAZDRO! JO TYSZ CHCA!), potem w Kaskadzie też połaziliśmy... I wczoraj pod wieczór pojechał.

Zadzwonił dzisiaj o 3.30 pogadać. Pogadaliśmy chwilę. Zadzwonił jeszcze przed chwilą. Gadaliśmy ponad pół godziny.

A ja nie wiem, co ze sobą zrobić. Zabrałabym się za coś, ale nie mam siły. 
Chyba nigdy nie spędziłam tak szalonej majówki. Nic nie planowałam, a świetnie się bawiłam (mimo okoliczności ;) ).
Aż żal, że jutro trzeba wracać na uczelnię...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz