środa, 16 września 2015

Bloger blogerowi nierówny...

Czekając wczoraj na TopModel skakałam po kanałach, żeby zawiesić na czymś wzrok. Natknęłam się na "M jak miłość", a tam panna Frycz mówi matce Mroczków, że ta powinna swoje wspomnienia (?) opublikować. Niekoniecznie w postaci książki, ale najlepiej założyć bloga.

To strasznie mnie irytuje, że coraz częściej spotykam się z nieznoszącym sprzeciwu założeniem, że każdy może prowadzić bloga i zdobywać tym hajs/popularność/dary losu.

No kurwa, nie każdy.

Nie mówię tego z pozycji osoby mówiącej, że "wy jesteście zwykłymi płotkami, ja zdobędę to wszystko, bo jestem od was lepsza". Wręcz przeciwnie, piszę to z pozycji osoby, która zdaje sobie sprawę, że jest jedną z płotek; czymś mniejszym niż najmniejsza gwiazda we wszechświecie, która zniknie, zanim zdąży zauważalnie dla ludzkiego oka zabłysnąć.

Dlaczego to założenie mnie denerwuje? Z dwóch powodów.

Po pierwsze, uważam "blogosferę" za najdziwniejsze zjawisko, jakie kiedykolwiek miałam okazję obserwować (co prawda bardzo z daleka, bo blogerów znam tylko z hejtów na "funpagu" Rada Etyki Social Media, który uwielbiam mimo braku znajomości polskiej blogosfery. Za cięte i trafne spostrzeżenia). To niezwykły sposób, w który wybiła się większość ludzi znanych z tego, że są znani. Wszystkie blogerki "lifestylowe" działają na mnie jak płachta na byka. Większość ich fanek od razu plunęłaby mi w oczy refleksją, że to wszystko z zazdrości.  
I miałyby kurwa rację! 
Bo zazdroszczę ludziom niezwykle, że mogą być głupi, mogą nic nie potrafić, mogą nie mieć żadnych umiejętności i na tym braku zarabiać kasę. 
Jako osoba, która strasznie się przykłada, kuje jak dzika, by przygotować się do zawodu prawniczego, jest to strasznie poniżające, że ktoś taki jak ja (starający się, wkładający mnóstwo energii i OGROM ciężkiej pracy - AUTENTYCZNEJ ciężkiej pracy) może nie znaleźć pracy w zawodzie, a ktoś taki zarabia kokosy pisząc posty o kosmetykach, ubraniach czy o czymkolwiek one piszą i mają jeszcze czelność uskarżać się, że "praca blogera jest ciężka". 
Noż kurwa mać, to policzek wymierzony wszystkim ludziom, którzy naprawdę ciężko harują.
Idź powiedz górnikom w kopalni i pielęgniarkom pracującym po 12h, jak ciężkie jest dodawanie postów na bloga.

Dlatego irytuje mnie, że ludzi ciągnie do takiego tworu, który uważam za pusty, bezmyślny i całkowicie bezużyteczny.


Po drugie, nie każdy ma odpowiednie predyspozycje do pisania. Ja sama również ich nie posiadam. Zdaję sobie sprawę, że moje słownictwo jest dość bogate (od kiedy mam 5 lat czytam książki, więc to "robi robotę"), jednak nie mam takich umiejętności ubierania wszystkich obrazów z mojej głowy w słowa. Strasznie mi z tego powodu źle, bo od zawsze chciałam pisać. Może kiedyś uda mi się wyszkolić w tej sztuce na tyle, żeby chociaż jedno z dziesiątek opowiadań, które do tej pory napisałam doszlifować na tyle, żeby nie wstydzić się go upublicznić. Tak czy inaczej - wydaje mi się, że z moim stylem pisania nie jest aż tak źle, a to i tak po wielu próbach. Zadowolona ze swoich umiejętności pisania na tyle, by zacząć prowadzić bloga byłam dopiero od drugiej klasy gimnazjum, po całym roku z najlepszą nauczycielką polskiego, z jaką miałam okazję pracować (pani Ewa Piechota ). 
Zdarza mi się czytać blogi, ale takie jak mój - osób piszących o swoim życiu codziennym w formie bardziej lub mniej systematycznego dziennika. Czasem błędy pojawiające się w nich mnie przerażają. I nie jest to koniecznie wina samej osoby, bo tak jak błędy ortograficzne da się wyeliminować, tak brak smykałki do pisania jest raczej dany od Boga lub Matki Natury i z tym nic się zrobić nie da.

Ale poza predyspozycjami do pisania jest jeszcze jeden czynnik, o wiele ważniejszy.
Trzeba mieć coś do powiedzenia.
Powiedzmy to sobie szczerze - ja nie mam :D
Nie celuję w bycie najpoczytniejszą osobą w całych Internetach. Nie celuję nawet w bycie najpoczytniejsza osobą w moim domu! A to właśnie z tego powodu - mam swoje przemyślenia, swoje poglądy, swoje "prawdy". Ale nie uważam ich za tak światłe, innowacyjne czy ważne, by dzielić się nimi z innymi.
Zazdroszczę niektórym ludziom niezwykłej wiedzy, znajomości pewnych dziedzin, obeznania w świecie. Ja takiego obeznania na razie nie mam, więc pozostawiam mówienie tym, od których mogę się czegoś nauczyć. 
Bawią mnie trzynastolatki, które zakładają blogi lub vlogi pseudo-lifestylowe i chcą opowiadać o kosmetykach. Zacznijmy od tego, jakie takie dziecko może mieć doświadczenie w tym wieku. Zrobi dwa filmy/wpisy i skończą się tematy. A tu chodzi o to, by tematów nie brakowało nigdy.

Nie mówię tu o zjawiskach takich jak osoby prowadzące bloga w formie dziennika. Wciąż na pingerze obserwuję takie osoby, które prowadzą blogi dla siebie, bez niepotrzebnej napinki i parcia na popularność.



Oj, rozpisałam się trochę :D
Ale przynajmniej  wyraziłam swoje zdanie. które dręczyło mnie już strasznie długo. I wzrastało wprost proporcjonalnie do ilości bezmyślnych celebrytek o blogerskich korzeniach ;)

Bonne nuit

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz