niedziela, 9 października 2016

Początek nowego

Stało się.

Stało się to, czego z jednej strony najbardziej się bałam, a z drugiej strony to, czego od dawna chciałam.

Jestem we Włoszech :)


W środę przyleciałyśmy z A. i M. do Bari. Z lotniska odebrał nas D., z którym A. rozmawiała przed wyjazdem. Przywiózł nas do mieszkania i... na początku byłyśmy przerażone. Mieszkanie wyglądało strasznie. Brudne, zapuszczone... brak słów.
Do 21 załatwiałyśmy formalności związane z wynajmem, a o 23 przyszedł D. zabrać nas na przywitalne piwo. Styrane jak konie po westernie poszłyśmy.

Zabrał nas do Tropicany, gdzie we trzy przeżyłyśmy szok. 
Włoska idea imprezy to stanie pod klubem z piwem i rozmawianie. Tak powiedział nam D. i to właśnie zastałyśmy pod Tropicaną.
Wypiłyśmy dwa piwka i poszłyśmy do domu, bo oczy nam się zamykały i zasypiałyśmy na stojąco.

Następnego dnia pojechałyśmy do Agenzia Entrate, żeby załatwić sobie codice fiscale (coś w rodzaju polskiego NIP-u), skąd znowu odebrał nad D. i pojechałyśmy załatwiać światło do mieszkania, po czym załatwiłyśmy sobie butlę gazową. Jak gość od gazu wyszedł, od razu poszłyśmy wykupić sobie włoskie numery telefonu. I od tego momentu życie stało się prostsze - NARESZCIE INTERNET.

Nie jestem jakimś elektronicznym freakiem, wytrzymałabym ten czas bez netu bez trudu, gdyby nie to, że nie mogłyśmy sobie w razie problemu sprawdzić ani tego, jak jeżdżą autobusy, ani sprawdzić trasy, ani w razie czego sprawdzić jakiegoś słówka, żeby się porozumieć z ludźmi. 


Wczoraj byłyśmy w IKEI, dziewczyny nakupiły sobie pościeli, lampek, poduszek... ja uznałam, że nie jest źle. Poduszki tutaj dupy nie urywają, ale śpi mi się dobrze, więc nie ma po co niepotrzebnie wydawać pieniędzy. Kupiłam tylko koc (będę go używać jako narzuty na łóżko, a drugi taki sam idzie w paczce) i dywanik pod nogi, bo mimo tego, że wysprzątałam wszystko i wymyłam podłogi, dalej troszkę mnie brzydzi idea stawania gołą stopą na podłodze. A rano jak wstaję, to muszę stanąć na podłodze, żeby znaleźć kapciuchy, które jak zawsze są każdy w inną stronę i w innym kącie :D

A dzisiaj dziewczyny pojechały do IKEI oddać prześcieradła, bo kupiły za duże, a ja zostałam w domu i posprzątałam do końca kuchnię. I teraz sobie siedzę... :)



Samo mieszkanie nie jest złe. Najgorsze było pierwsze wrażenie, ale teraz, jak już wszystko poukładałyśmy po swojemu, nawet mi się tu podoba. Dziewczyny mają o wiele większe pokoje od mojego, ale nie przeszkadza mi to. Przede wszystkim dlatego, że pokój M. jest ślepy, a A. jest przy drodze, więc jest troszkę hałasu. Poza tym mam najmniej rzeczy, więc to wyjście wydaje się najrozsądniejsze. Zresztą ten pokój jest tylko niewiele mniejszy od mojego pokoju w Szczecinie.
Martwi mnie jedynie ilość miejsca w szafie. Idą do mnie dwie duże paczki pełne ubrań i nie wiem, jak dam radę je pomieścić :D

Ale to jest problem dla Jutrzejszej Madzi.
Dzisiejsza Madzia jest najedzona, ma Internet, ma wygodne łóżeczko (jak to powiedziały dziewczyny, mam najmniej wyruchany materac :D) i popija sok z liczi. 
Dzisiejsza Madzia jest szczęśliwa, że tu jest :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz