poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Dawno mnie nie było...


Mówią, że kobiety to słabi kierowcy.
Ja natomiast twierdzę, że za kierownicą są kobiety i są baby.

Baby, czyli ogólnie mówiąc osoby, które za prawo jazdy zapłaciły chyba w naturze, bo to niemożliwe, żeby zdały egzamin.
Kobiety, które potrafią jeździć, używają kierunkowskazów, stosują się do przepisów, ogólnie zdolności (że tak powiem)  kierownicze odziedziczyło po ojcach. Jeszcze do niedawna myślałam, że jestem w tej grupie. Jako, że prawo jazdy zdałam już za drugim podejściem (cisza tam, żadnych złośliwości proszę!), na jazdach zawsze dobrze sobie radziłam, po mieście już śmigam, a i na zamiastowe wypady nieraz rodzinkę wywoziłam, można powiedzieć, że za kółkiem czuję się w miarę pewnie.

Chyba, że na siedzeniu pasażera siedzi mój Tata... wtedy wychodzi ze mnie cała babowatość.

Przykład? Wczoraj, wracamy sobie od dziadków, tata na wspomnianym wyżej siedzeniu. Jadę sobie, jadę, aż zaczęło padać. Wysuwam więc palec, krótki, cętkowany, kręty, wajchę przesuwam w górę. Dziwię się, czemu nie działają wycieraczki, po czym uświadamiam sobie, że włączyłam kierunkowskaz...!

Ok, szybka korekta, jedziemy dalej. Mam skręcić w prawo. Więc znów wyciągam palec i przesuwam wajchę. A tu mi wycieraczki przed nosem odprawiają tańce godowe...

Dobrze, że przynajmniej rodziciel tego nie zauważył ;)