niedziela, 30 sierpnia 2015

"Będę leczył chore sąsiadów sny"

Przydałoby się, żeby ktoś poleczył moje chore sny. Myślałam, że ksiądz Adam z Plebanii, który momentalnie zmieniał się w zakonnicę (i z powrotem), który przyszedł do Kościoła i opowiadał o swoich problemach, prosząc o wycięcie mu wrastającego paznokcia u stopy jest szczytem.
ALE NIEEEEEE!

Dzisiaj było syto.

Zaczęło się na podwórku, które wyglądało jak podwórko w Przytocznej. Pod altaną (tam, gdzie zawsze parkuję) stał jakiś samochód. I był Kamil Bednarek, Monika (dziewczyna, którą znam z widzenia ze studiów), Pasek (kolega chłopaków z Abstrachuje.tv) i jeszcze parę osób. W miejscu, gdzie w Przytocznej jest brama był szlaban, po prawej stronie wieżyczka, na której stali strażnicy. Wszystko było takie... szare, jakby mocno postindustrialne. Tak jakby sen był czarno-biały, tylko odcienie szarości.

Na podwórko wszedł jakiś kot. Jeden z kolesi, którzy byli na podwórku (dla uproszczenia nazwijmy go Blondyn) poszedł go przegonić, bo Monika ma alergię (nawet nie wiem, czy jest na cokolwiek uczulona, ale we śnie była). I kiedy go przeganiał, to znalazł książkę "50 najbardziej nienawidzonych ludzi PRL-u". I podeszliśmy tam i przy samym szlabanie czytaliśmy. Z tej książki pamiętam tylko fragmenty o Irenie, która wyszła za jakiegoś wysoko postawionego partyjnego, bo donosiła na swoją rodzinę i znajomych.

Jak skończyliśmy, to Pasek stał przy słupku altanki (tym bardziej zewnętrznym, od strony domu) . Któryś z kolegów Blondyna miał te żółte kulki od Kinder-niespodzianek. I zaczął je podpalać. Pasek otworzył bagażnik samochodu, czegoś tam szukał, a jedna z tych kulek wleciała lekko pod samochód. 
Ja patrzę, a pod wiatą jest moja astra! Więc zaczęłam się drzeć, żeby kopnął tę kulkę, bo jebnie. Jeszcze w bagażniku była butla z gazem, to w ogóle zaczęłam panikować. A on na spokojnie, że bez przesady, przecież nic się nie stanie. I zaczął deptać tę kulkę i jeszcze na złość mi przesunął tę butlę, żeby była mniej więcej pod tą palącą się kulką.

I jebło. Odrzuciło mnie i Monikę na kilka metrów. Chciałam wstać i się rozejrzeć, ale nie mogłam podnieść głowy, więc patrzyłam w niebo.


A potem nagle już byłam w innym miejscu. Parkowałam pod jakimś centrum handlowym. R. poszedł do środka, bo chciał coś kupić, a ja czekałam w samochodzie. Nagle z budynku wyszła Kamila (jeszcze w ciąży) i mówi mi, że R. nie żyje. Ja się jej pytam, jak to. A ona mówi, że przy dziale z jogurtami dostał zawału. Wróciłyśmy we dwie do domu w Biesiekierzu. Babcia z Dziadkiem byli w łazience, ja siadłam na schodkach w przedpokoju, Kamila poszła do nich. 
Dziadek wyszedł z łazienki, spojrzał na mnie i powiedział smutno "Hondę trzeba posprzątać" (R. kiedyś jeździł Hondą, ale sprzedał jakieś pół roku temu i jeździ Toyotą).

I się obudziłam.

czwartek, 27 sierpnia 2015

Wszystko się zmienia.

Mimo tego, jak bardzo pokomplikowało mu się życię - zazdroszczę R.
Składa podanie o socjalkę, ugadał się z koleżanką i kolegą - i się przeprowadza.

Wiele bym dała, żeby móc się wyprowadzić.
Nie chodzi tu oczywiście o wyprowadzkę, bo jest mi tu tak źle. U mamusi na garnuszku jest zawsze miło. Ale...

Chciałabym poczuć trochę samodzielności i odpowiedzialności.
Nie przeszkadza mi to, że musiałabym pójść do pracy, żeby się samemu utrzymywać. Ale mam trochę dość tego, że mam 21 lat, a wciąż dostaję opieprz za papierosy, za wracanie za późno, że muszę informować Mamuśkę gdzie, z kim, po co, dlaczego, za ile, na ile i na jak długo. Chciałabym pójść do pubu i nie patrzeć na zegarek, bo zaraz muszę wracać.

Może jak się zepnę to ogarnę stypendium. Posprawdzam, czy mam szansę na socjalkę. Ogarnę pracę. Pooszczędzam hajsy i może od przyszłego roku zacznę już poważne plany...
Chciałabym.

wtorek, 25 sierpnia 2015

Diety, kotlety i kobiety

3 słowa klucze dnia dzisiejszego.

Diety - K. wysłała mi jadłospis, który ustalił jej dietetyk. Chyba od jutra zacznę sobie go wprowadzać, zobaczyć, czy coś działa.

Kotlety - jaką ja panierkę kosmiczną dzisiaj zrobiłam do schabowych, to aż szkoda słów ♥ 
Serio, smaczniutka mi wyszła.

Kobiety - ja, M., K. i jej dwie córki. Intensywnie i bardzo po babsku ;)


Nie mam sił.
Jeszcze dzisiaj zrobię lekcję francuskiego i poczytam trochę konsta.
Albo zamiast tego poczytam "Wiedźmina"... (ogólnie jestem książką trochę.... rozczarowana. Inaczej sobie wyobrażałam sagę. Ale o tym później, jak skończę tom).

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Hello darkness, my old friend!

I've come to talk with you again.

Tytuł nieprzypadkowy. Z trzech powodów.
Po pierwsze: piosenka. Wielki koks i klasyk. W czasach, kiedy bardzo się ze sobą męczyłam, kłóciłam i próbowałam dojść ze sobą do ładu, ta piosenka zawsze w dziwny sposób mi pomagała. Potrafiła zawsze ukoić.
Po drugie: jestem typowo nocnym zwierzęciem. Uwielbiam noc. Ostatnio z R. siedzieliśmy na boisku i ponad 2 godziny siedzieliśmy i patrzyliśmy na gwiazdy (znaleźliśmy Wielki i Mały Wóz, i którąś z niedźwiedzic. Nie pamiętam którą). Więc ciemność jest nijako moim dobrym kumplem.
Po trzecie: długo tu nie byłam i kiedy postanowiłam dziś odwiedzić siebie ( #heheszki ), to najpierw ekran był biały ze względu na ładowanie, a potem strona się włączyła. I z rażącej bieli zmieniła się w mieszankę czerni i ciemnego niebieskiego. Te kilka sekund, w których mój wzrok zaczyna odpoczywać od tej bieli i przystosowuje się do mniej wymagającej czerni są zawsze bardzo kojące.

Tak czy inaczej, zmieniło się sporo.
Jestem już "20% fluent" w francuskim 


Zwiedziłam pół Polski i się w niej absolutnie zakochałam. Wielki rodzinny trip Łódź - Dobromierz - Ojcowski Park Narodowy - Rzeszów - Łańcut - Huta Poręby - Wołódź - Polańczyk - Sanok - Solina - Przemyśl - Szczebrzeszyn - Zamość - Lublin - Nałęczów - Lipce Reymontowskie - Ciechocinek - Włocławek
Absolutna miłość do każdego z tych miejsc, zwłaszcza do Tarnicy - najwyższy szczyt Bieszczadów, ponad 1300m metrów wchodzenia PO SCHODACH. Okropne zmęczenie dawało w kość, ale zdecydowanie było warto. Choćby dla takich widoków:



Z każdego miejsca dodałam na insta nowe zdjęcie, więc jeśli ktoś jest zainteresowany, zapraszam TUTAJ.

Po następne - Przytoczna i 5 dni zabawy z Lilką i Kinią (3 lata i 3 miesiące). Intensywnie... ;)
Zdjęć dzieci jednak dodawać nie będę. Wiadomo - prywatność i tak dalej.

Wreszcie - Szczecin i Biesiekierz z R.
Pojechaliśmy nad Szmaragdowe, poczilowaliśmy i na Bie. 

And last but not least- Catfish! 
Nie widziałam jeszcze filmu o tym, jak Nev został "s'catfish'owany", ale jestem już na 4 sezonie programu. I zbliżam się ku końcowi ;)
To niesamowite, że ludzie tak naprawdę robią! Mam już ściągnięty film, więc może w najbliższym czasie jakoś nadrobię zaległości. Ale specjalnie z tym czekam, aż skończę program, bo boję się, że zmieni się moje postrzeganie Neva. Nie wiem, czego się spodziewać ;)
W ogóle poza ciekawymi przypadkami ludzi, drugim powodem mojego uwielbienia są oczywiście dwaj niezastąpieni prowadzący, Nev i Max ♥♥♥

Ogólnie od jutra (dzisiaj?!) zaczynam kucie do poprawki. Na szczęście mam tylko jedną bitwę w kampanii wrześniowej, ale za to sytą kobyłę. Więc do 7 września będę siedziała z noskiem w Konstytucji ;)


Niby nie ma w tym nic specjalnego, co tu napisałam, ale... tęskniłam za tym. Fajnie jest tak się wypisać, oczyścić głowę z tego wszystkiego...