środa, 31 grudnia 2014

Nie żałuję niczego.

Sądzę, że wszystko, co wydarzyło się w tym roku, działo się z jakiejś przyczyny.
Los, Fatum, Bóg czy inna siła wyższa tak chciały, bo uważały, że tak będzie dla mnie lepiej.

I tak:
Nie żałuję nowych znajomości.
Nie żałuję znajomości, które się zakończyły.
Nie żałuję, że zaczęło mi zależeć.
Nie żałuję, że zależeć przestało.
Nie żałuję, że parę osób w moim sercu się pojawiło.
Nie żałuję, że parę innych z niego zniknęło.
Nie żałuję żadnej rozmowy.
Nie żałuję żadnej ciszy.
Nie żałuję dram, które mnie ominęły.
Nie żałuję żadnego słowa, które wypowiedziałam.
Nie żałuję niczego, co zrobiłam.
Nie żałuję żadnego głupiego, nieprzyzwoitego żartu, który usłyszałam czy powiedziałam.
Nie żałuję żadnej minuty poświęconej tym, których kocham lub kochałam.
Nie żałuję żadnej łzy.
Nie żałuję żadnego uśmiechu.
Nie żałuję żadnej chwili spędzonej wśród znajomych.
Nie żałuje ani sekundy spędzonej w samotności.
Nie żałuję zaczynania nowych rozdziałów.
Nie żałuję zamykania starych.

Nie żałuję tego roku.
Oby 2015 rok przyniósł mi tyle samo radości, a mniej rozczarowań :)

And now - let's party.
I to bardzo szybko let's, bo zaraz się spóźnię na kolejny autobus :D

Szczęśliwego Nowego Roku :)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

No nieźle...

Wczoraj w nocy (kiedy ja spałam) podłączona do ładowania komórka podświetliła się, że jest już w 100% naładowana.
Moja Mamuśka spytała, co to się podświetliło.

Na co nakrzyczałam na nią (przez sen!), że "jak się podświetliło, to się podświetliło, nie interesuj się!"

No nieźle...

wtorek, 23 grudnia 2014

Świąteczny stan przedgorączkowy

Ojejku...

Zajechaliśmy do Biesiekierza. Stęskniłam się za tym miejscem :)
Nigdzie indziej nie znajdę takiego pomnika ziemniaka ani takiej wysokiej dawki miłości na metr kwadratowy.

Tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej mi się chce.
Chce mi się iść na wieczorny, a nawet nocny spacer.
Chce mi się uczestniczyć w tych wszystkich obrzędach.
Chce mi się być z nimi wszystkimi.
Chce mi się być częścią.
Chce mi się żyć.

Biesiekierz jest moim remedium na zmęczenie duszy.
To takie miejsce, w którym jest wi-fi, jest telewizja, jest internet, jest wszystko - a ja tak bardzo nie mam ochoty z tego korzystać.
Chce być duchem, a nie tylko ciałem.

Za to kocham to miejsce.
I mogę spędzić wieczór nad roladą szpinakowo-łososiową, sałatkami, gołąbkami...
I tak będę szczęśliwsza niż gdziekolwiek indziej na świecie :)

niedziela, 21 grudnia 2014

Twin Peaks

Postaram się nie spoilerować za bardzo, ale wiadomo, czasem to nieuniknione ;)
So watch out, guys. Brace youselves. Spoilers are coming.

Właśnie skończyłam oglądać drugi sezon. I jestem zachwycona!

Zakończenie jest niemal idealne. Niby wszystko wydaje się jasne, oczywiste, a tu taki zwrot akcji :D


Kiedy Agent Cooper jest w The Black Lodge Laura mówi mu, że zobaczą się za 25 lat.

Kiedy Bob przejmuje kontrolę nad Windomem, zza kurtyny z tyłu wyłania się drugi Cooper, ten zły . Dobry Dale ucieka, ale ten zły w końcu go dopada i to on wychodzi stamtąd. Dobry Dale jest uwięziony w Chacie. I czeka tam, aż ktoś go uwolni.

Od finału ostatniego do początku nowego sezonu minie właśnie 25 lat.
W 2016r. będzie kontynuacja ♥

Jestem trochę zła, że akurat tę postać to spotkało. Najzajebistszy bohater Twin Peaks.
I ciekawa jestem, czy Harry i reszta zorientowali się, co mu się stało. 
I co z Annie.

Zobaczymy ;)

Ale jestem rozedrgana po tym zakończeniu...

"Oddech weź. Już najgorsze jest za Tobą..."

W końcu gdzieś będzie lepiej, daję słowo...


W sumie tytuł ma dużo racji. Najgorsze za mną.


  1. Kolokwium z karnego
    Zjebałam po całości. To jest niesamowite, że tyle się do tego gówna uczę, żeby finalnie i tak nie zdać.
    Demotywujące.

  2. Certyfikat.
    Oh, God! Nareszcie stres za sobą. Jeszcze tylko 1,5 miesiąca czekania na wyniki.
  3. Berlin...
    W piątek wybrałyśmy się w 18 osób do Berlina. Byłam odpowiedzialna za trasę i całą logistykę przedsięwzięcia.

    Nienawidzę być przewodnikiem. Parszywa robota.
    Masz opracowaną trasę, idziecie, a nagle ktoś z grupy mówi "Ej, a teraz nie tutaj? Chodźcie tędy". Kurwa, to po co ja sterczę nad mapami? Chcesz, to przejmuj dowództwo i prowadź...

    No i to, że w pewien sposób biorę na siebie odpowiedzialność za resztę.

    Tak czy inaczej - dotarłyśmy do Berlina, ale nie na Hauptbahnhoff, jak było w rozkładzie, tylko na Gesundbrunnen. Pierwsza kłoda pod nogi... Gdyby nie jakaś koleżanka Karoliny, to byśmy zmarnowały trochę czasu. Nie mówię, że byśmy nie trafiły, ale trochę zajęłoby czasu ogarnięcie wszystkiego.
    Potem Brama Brandenburska, Reichstag, mój najulubieńszy pomnik w całych Niemczech - Pomnik Pomordowanych Żydów Europy.
    Niesamowite miejsce. Wydaje się z zewnątrz nieszczególne. Ot, parę bloków z betonu. Ale jak wejdziesz do środka, to okazuje się, że te bloki są ogromne, a ich wielkość i ilość człowieka po prostu przytłacza. Wgniata w ziemię.

    Potem miałyśmy mały postój na placu Poczdamskim. Następnie Spectrum, no i na końcu Alexanderplatz i Weinachtsmarkt.

    Najgorsze było na koniec. Około 20.30 powinnyśmy mieć z Gesundbrunnen pociąg do Szczecina z przesiadką z Angermunde.
    Większość pociągów jest tak właśnie opisana -> Belin - Szczecin Główny
    Patrzę na rozkład - a tam takiego pociągu nie ma.

    Od razu w głowie alarm i powtarzanie sobie "Nie panikuj. Najpierw coś wykombinuj, potem będziesz panikować! Skup się, skup się!". Poszłam do drugiego rozkładu, bo może ten jest jakiś niedodrukowany. Na drugim to samo.

    W końcu Milena zauważyła, że ten ma w trasie Angermunde, więc to pewnie ten.

    Weszłyśmy na peron i w tym momencie uderzyła we mnie ta opóźniona panika.
    Całe powietrze jakby mi odpłynęło z płuc. Nie mogłam złapać powietrza. Serce zaczęło walić jak szalone. Nogi od razu jak z waty. Łzy w oczach. W głowie sceny rodem z "Dzieci z Dworca ZOO".

    "Szczecinianki z Dworca Gesundbrunnen".


    Jakbym była sama, to bym się nawet nie przejęła. Przekimałabym na dworcu, pojechała rano, dopłaciła komuś do biletu brandenburskiego. Ale miałam na sobie 18 dziewczyn...

    Ale na szczęście dojechałyśmy cało.


    A wczoraj dwie dziewczyny napisały do mnie i podziękowały za ogarnianie tego wszystkiego, bo one by nie dały rady tak z samą mapą i w ogóle tak wszystkiego zaplanować.
    To kochane :)
    I milutkie być docenioną. Mimo tej wpadeczki z pociągiem...

A teraz został mi tylko jeden wykład jutro i święta ♥

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Ils ne peuvent pas me changer. Sans pareille, nonpareille.

Wciąż i wciąż francuski do mnie wraca.
Jaram się nim niemożebnie ;)


Dzisiejszy dzień jest... wow.
Nie mogłam w nocy spać, bo się bałam kolokwium. Wstałam o 6, pojechałam na uczelnię, tam popanikowałam, że "JA KURWA NIC NIE UMIEEEEEEM!".
Po napisaniu czułam się megaźle. Wszędzie widziałam swoje błędy, już nie pamiętałam co gdzie zaznaczyłam, zaczęłam się denerwować i ogólnie byłam złej myśli.
To znaczy wiedziałam, że zaliczę (na 25 punktów 15 było z testów, które mgr Bożek nam dał na zajęciach, a miałam jeszcze 5 punktów z aktywności), tylko myślałam, że będzie 3... maksymalnie 4.

Mam 5 ♥
I w dodatku 2 punkty przeszły mi na następne koło.

Jak mówił wyniki, to najpierw myślałam, że to wyniki dla drugiej Magdy z grupy. I zazdrość w głowie, "O, piątkę ma. Smutek trochę...".
Aż Patryk nie szturchnął mnie w ramię z szokiem i mi nie powiedział, że to ja :D

Być Madzią = nie ogarniać życia. 
Ale za to jest dużo niespodzianek po drodze :)


Tak czy inaczej jestem zmęczona, ale te wyniki pozytywnie nakręciły mnie na kolokwium z prawa karnego ;)
Więc siadam do nauki, żeby z niego też dostać 5 :D

sobota, 13 grudnia 2014

Il est venu le temps des cathédrales...

Jestem zachwyona musicalem "Notre Dame de Paris".
Garou totalnie przerysował swoją postać, ale ta muzyka gra mi ciągle w uszach.

That song!  Cette chanson! 

Anyway, zrobiłam parę testów z angielskiego (to przykre, że właśnie się zorientowałam, że to jest poziom matury rozszerzonej, a momentami nawet niższy. Ale nic na wyższym poziomie nie jest na US organizowane. Jak będę duża i bogata, to ogarniam CAE, a jeszcze lepiej CPE. Bo to jest koksiarstwo, poziom megazaawansowany, a ja jestem ambitna i chętnie podkładam się dla nachodzących porażek), poczytałam materiały od Bożka-Wporzka i zabieram się za karne. W rytmie nadanym przez Pelletiera i Lavoie'a.


 
Ogólnie suis-je le seul (czy jestem jedyna), która uważa Frolla za ultrakoksiarską postać? Pewnie zmieni mi się jak przeczytam książkę*, ale Disney zostawił mi w głowie taki obraz tej postaci, że jest jednym z moich ulubionych antagonistów.

Co ciekawe, z żadnym z protagonistów nigdy się tak nie zżyłam...


*To niesamowite. Chcę kupić tę ksiązkę. 
Empik? Nope.
Matras? Nope.
Gandalf? Nope.
Allegro? Nope.

Tylko audiobooki albo ebooki.
Szok, niedowierzanie, rozczarowanie.

piątek, 12 grudnia 2014

Nic nie jest niemożliwe, jeżeli w odpowiednim stopniu ochujałeś.

Jak wyżej.

Plan dnia mam wykonany w 30%. Ale za to byłam na kawie z Dusią.

Jejku, jak ja bardzo tego potrzebowałam. Takiej chwilki oderwania od wszystkiego. Momentu tylko dla siebie i kogoś, kogo tak uwielbiam.

I nie, że zmarnowałam czas! Dowiedziałam się miliona przydatnych rzeczy :D
Wiem już, kogo wydział potajemnie hejtuje.
Wiem, kto jest administratorem strony "WPiA hate you".
Wiem, jak się bawią ćwiczeniowcy po godzinach.
Wiem, że jest ktoś niesamowity, kto  jest tak podobny do mnie, z kim 3h rozmowy minęły jak 10 minut. Z kim mogę pójść na spacer w deszczu i śpiewać po drodze piosenki Disneya. Kto tak samo kocha "Księżniczkę łabędzi" i inne szałowe produkcje animowane. 

Jest dobrze. 
Te 30 stron z karnego i słuchania z angielskiego nadrobię jutro, a takiej ilości endorfin nie dałoby mi milion ton czekolady.

No i jeszcze dostałam od niej białe piwo z malinami i czekoladę.
Belgijsko/Brukselskie smakołyki :D

Życie czasem jest piękne.

środa, 10 grudnia 2014

Śnieg...

Nienawidzę tych pierwszych śniegów.
Nie jest dość zimno, żeby zachowywał się jak normalny, dobrze wychowany zimowy śnieg. Taki z dobrej chmurki, z rodziny z tradycjami. Śnieżyce, zaspy i te sprawy.
Taki dobrze wychowany śnieg pięknie leży, można z niego robić śnieżki, lepić bałwana, a i do tego ślicznie wygląda. Taka biała kołderka przykrywająca świat (zawsze bawiło mnie ta metafora. Kołderka, pierzynka... przywodzą na myśl ciepło, przytulność. A weźcie się kurwa przykryjcie śniegiem. Wygrzejecie się po cholerze).

A taki śnieg jak ten dzisiejszy to ten wandal wśród opadów atmosferycznych. Jest jeszcze za ciepło na śnieżną pogodę. Pada to, spada na ziemię, a po 3 minutach już jest z niego błoto. Ani się bawić, ani nic.
Najbardziej bezsensowny rodzaj śniegu.

Wciąż ♥, ale bez sensu to wszystko...
 

Anyway, rozpierdala mnie ten serial paradokumentalny z TVNu, "Szkoła".
Patola w czystej postaci. "Tata nie chce się zgodzić, żebym śpiewała w zespole rockowym. Chce, żebym ciągle uczyła się gry na skrzypcach. Co mogę zrobić... WIEM! Złamię sobie palec! Przyjaciółko, przybądź na pomoc i złam mi go!"
What the actual fuck?


A moi rodzice w dużym pokoju kłócą się, czy jakieśtam prawo obowiązuje w Polsce... i słyszę tylko
- tak, bo to umowa międzynarodowa!
- nie, bo to nie polska ustawa!

I cicho modlę się, żeby nie zawołali mnie do rozstrzygnięcia.
Bo nie mam zielonego pojęcia, czy to obowiązuje, czy nie :<

poniedziałek, 8 grudnia 2014

"Chodzę tą ulicą którą znam od dawna. Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła"

Ostatnio cały wszechświat puszcza do mnie figlarne oko.
Nawet nie chodzi o moje szczęście, moje samopoczucie.

Chodzi o to taką... niewysłowioną ulgę. Wewnętrzne przekonanie, że przyjaciel jest szczęśliwy :)
To naprawdę cudne uczucie widzieć, że po tym, jak przyjaciel miał słabszy okres i czuł się źle, teraz wszystko mu się układa. Cieszę się, bo widzę znów w jej oczach tę... iskierkę :)
Ten błysk.

I raduje mnie jej szczęście. Nawet jeśli nie ja jej je daję.
Ważne, że jest szczęśliwa. Tylko tego jej zawsze życzyłam i  życzę nadal :)

_____________________________________________________________________

Nie potrafię się do niczego zorganizować. 
Ostatnio mam czas i ochotę wyłącznie na relaks.
Pewnie wkrótce tego pożałuję... ale na razie chill jest kluczowym elementem mojego życia :)

A przyczynia się do tego Koniec świata. Cieszę się, że odkryłam ten zespół. Mimo że przypomina mi o B., bo on mi puścił "Oranżadę" po raz pierwszy.
W chwili obecnej to jedyna pozytywne rzecz, jaką mogę o nim pomyśleć :)

Jak to wszystko się zmienia. Cały kalejdoskop tego nie przebije ;)

niedziela, 7 grudnia 2014

"Ufam nielicznym, choć rozsądniej nie ufać nikomu."

Witam. Choć patrząc na statystykę odwiedzin powinnam napisać "Good evening! Bonsoir!"




Jestem trochę tym zaskoczona.
Ciekawi mnie czasem czy to Polonia czy obcokrajowcy, chcący nauczyć się polskiego.
Pewnie to pierwsze, który obcokrajowiec chciałby się uczyć jednego z najtrudniejszych języków na świecie...?

Tak czy inaczej, właśnie skończyłam rozmawiać z L. o paru zaległych sprawach.
Uświadomił mi dużo rzeczy.
Nawet nie chodzi o to, co on mi powiedział. Chodzi o to, że myśli w głowie są nierealne i kołaczą się bezwstydnie. Ale w momencie, gdy się je wypowie na głos albo (jak w tym przypadku) napisze, stają się bardziej namacalne i nabierają prawdziwości.

Nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, co czuję, dopóki mu tego nie napisałam.
Wtedy myśli jakby same przelewały się na ekran. I każde słowo niosło mi ulgę i zaskoczenie - bo ja naprawdę to czuję! Czułam tak od samego początku, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy.

I czuję ulgę podwójna.
Po pierwsze, bo pogadałam z nim, a brakowało mi takiego naszego codziennego, luźnego kontaktu i stęskniłam się za nim.
Po drugie, bo już wiem w pełni, co mam zrobić :)

Jest tak... dobrze.
Wszystko emocjonalnie mi się układa. Chciałabym do tego dołożyć układanie się uczelniane. Ale nie narzekajmy. Cieszę się tym, co dzisiaj zyskałam.
Spokój ducha jest dla mnie w cenie.


piątek, 5 grudnia 2014

Sapioseksualizm

Moja słabość do mężczyzn inteligentnych zdecydowanie przeszkadza mi w funkcjonowaniu na tej uczelni...


Aktualnie przeżywam małe zauroczenie dużą częścią moich wykładowców.
Ale to nie moja wina! Oni są po prostu szalenie inteligentni. 

W każdym razie, P.Ł., J.S., Ł.P.*, K.B.**, P.K., W.B., T.R.- strzeżcie się. Jak tylko zalegalizują poligamię, to się za Was biorę.
Bo teraz nie mogę się zdecydować...



* O, ten to już w ogóle. To NIEMORALNE doktoryzować się w wieku 28 lat. Potem habilitacja w wieku 32 lat. I profesura niedługo później. Jak można mieć taki mózg?!
** Tak, ćwiczeniowcy też.




Nie mówię, że utrudnia mi to życie. Wręcz przeciwnie. jara mnie ich wiedza i to pomaga mi się uczyć ich przedmiotów. Chociażby dlatego, że aż miło się słucha wykładów.
Po prostu już za wiele mam tych cichych sympatii ;)



___________________________________________________________________


Zapomniałam, że Dillon wydała nową płytę! Trzeba się zapoznać...
Ale na razie kawałek ze starego albumu ;)

środa, 3 grudnia 2014

Słodki Jezu...

Przeczytałam felietony Poli Dwurnik...

Panie Boże, Jezusie i Matko Bosko Internetowo - nie pozwócie mi nigdy sięgnąć aż takiej werbalnej biegunki i aż tak silić się na (pseudo)intelektualizm. 
Błagam.

Śmierdzi szatanem. Wszyscy macie przejebane...

Wkręcam się w Frontside. 
Podoba mi się to wkręcanie :D


Zastanawia mnie jedno.
Jak paliłam tylko na imprezach, to w zwykłe dni nawet o papierosach nie myślałam.
Nie jestem uzależniona, bo nie mam problemu z tym, że 4 dni nie paliłam, a paczka kupiona na imprezę prawie cala leży w szufladzie. Nie ciągnie mnie do niej i niech sobie tam leży.

Ale każdy moment, w którym liczę, ile dni minęło od ostatniej fajki jest dla mnie komiczny.
Bo kiedyś nawet nie myślałam o tym, żeby liczyć, ileż to dni temu słodki nikotynowy dym wypełnił me płuca. A teraz liczę i wydaje mi się to w chuj dobrze, że to już 4 dni!
Nie palę miesiąc - o kurwa, 30 dni!

Nie paliłam 19 lat i mnie ta myśl wcale nie podniecała.

Coś naturalnego stało się nagle wielkim osiągnięciem...


wtorek, 2 grudnia 2014

Studnia, studnia, studnia...


Zaczęłam z mega-negatywnym nastawieniem do dnia dzisiejszego.
A bo zajęcia takie, a bo niewyspana, a bo znowu trzeba będzie znosić parę nieprzyjemnych mord...

Ale wyszło całkiem przyjemnie :)

Wykład z cywila ciekawy, ale to żadna nowość.
Ćwiczenia z administracyjnego... Boże, jak ja uwielbiam naszą panią ćwiczeniowiec (chciałam napisać ćwiczeniowczynię. Ale to brzmi dziwnie). Jest tak sympatyczna i wyluzowana, że nie da się jej nie lubić :)
Ale to chyba kwestia tego, że każda Magdalena jest zajebista, #potwierdzoneinfo

Ćwiczenia z MPP. Dostałam 5 za rozwiązanie kazusów :D
W sumie nie powiem, że mi się nie należało, bo mieliśmy do ogarnięcia 6 kazusów. Nikt nie chciał się zgłosić, więc zrobiłam pierwszy. Nikt nie chciał się zgłosić, więc zrobiłam drugi. Potem zrobiłam jeszcze jeden.
Ale i tak zacieszam ryjka jakbym co najmniej nobla dostała :D

Wykład z finansów... oglądałam serial :D
Twin Peaks ;)
Ale muszę znaleźć jakiś inny. Za dużo tracę oglądając na pół gwizdka i bez dźwięku.

Jest dobrze :)
I bardzo dobrze, że jest dobrze.

Planowałam tego nie pisać, bo każde postanowienie wyrażone słowami staje się dziwnie łatwiejsze do złamania. Nie wiem, skąd to się bierze, ale im dłużej zachowuję postanowienia dla siebie, tym dłużej ich dotrzymuję.
Tak czy inaczej - Od Ostatniej Fajki Minęło : 3 dni

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Tęczowo-migdałowy zawrót głowy

Ostatnio nie mam czasu na sen. 
Znaczy czas mam. Około północy kładę się spać, około 3 przysypiam, budzę się, zasypiam, budzę się, zasypiam...
jestem chronicznie przemęczona. 
Prześladują mnie mętne torsje bezsenności.

Ale pomimo zmęczenia, jestem relatywnie zadowolona. 
Niezapowiedzianą wejściówkę z prawa cywilnego napisałam prawie w 100% dobrze, zapomniałam jedynie o tym, że przy miejscu zamieszkania w aspekcie animusa (woli, wiązania swoich życiowych decyzji z określonym miejscem) nie potrzeba wyraźnego oświadczenia woli, wystarczy... 
po co ja to piszę...?
Jednej rzeczy zapomniałam. Na tym skończmy.

Aktualnie moje myśli krążą wokół kolokwium z finansowego (zabrakło mi jednego punktu z aktywności, żeby być zwolniona z kolokwium, tyle przegrać), kolokwium z karnego, prezentacji z karnego, prezentacji z MPP, certyfikatu z angielskiego...

Staram się ogarniać wszystko. Jak na razie nieźle mi idzie, ale dziko niesatysfakcjonującym kosztem.

Oddam nerkę i pół wątroby za kilka dni, w ciągu których nie musiałabym wstawać z łóżka.

Idę po kawę i do roboty.
W końcu trzeba być twardym, a nie "miętkim" ;)

wtorek, 25 listopada 2014

Notatki...

Wykłady są różne. Wiadomo, jedne są ciekawe, drugie troszkę mniej, a inne wcale.
Ale oto, co się dzieje, kiedy wykładowca robi mnóstwo dygresji, w których sam się już nie łapie.

Madzia dostaje kurwicy, a jej notatki wyglądają tak:


Bez.
Komentarza.

I weź się tu człowieku z tego ucz...
“Nie jesteśmy wcale wspaniałym pokoleniem. 
 Jesteśmy bandą przyspawanych do internetu, 
otępiałych od przestymulowania idiotów.
 Zamiast przeżywać cokolwiek, 
myślimy tylko jak o tym przeżyciu poinformować resztę”
—    Jakub Żulczyk

sobota, 22 listopada 2014

Suko, proszę! Jestem bajeczna.

Dzisiejszy dzień upłynął definitywnie pod wielkim, neonowym, posypanym brokatem znakiem "Bitch, please! I'm fabulous!"

Położyłam się około 1. Nie mogłam spać. Około 3 postanowiłam, że dosyć tego dobrego. Wstałam i obejrzałam "Mr Nobody".
Jestem tym filmem absolutnie oczarowana, mimo długości.
(Należę do tego typu osób, dla których filmy powinny trwać maksymalnie półtorej godziny. Potem już jest mi się ciężko skupić i bardziej domęczam film niż go oglądam).
Wpół do szóstej skończyłam i położyłam się spać...

Wstałam o 9.30, ogarnęłam się i pojechałam z Tatą do garażu.
I prawie sama wymieniłam opony na zimowe!


No, z maluteńką pomocą Rodziciela. I to nic, że lewarek mi się w pewnym momencie osunął i niemal rozpierrrrrrdoliłam zbiornik gazu. Nieważne!
Pojechaliśmy jeszcze na stację, ciśnienie w oponach sprawdzić, a potem do domu.

Wróciliśmy i siadłam do notatek.

Po raz pierwszy - absolutnie PIERWSZY - w  mojej studenckiej karierze mam wszystkie. Notatki. Na. Bieżąco.

Dla osób zorganizowanych to może być mało, ale dla Madzi, wiecznego życiowego nieogara, któremu zawsze czegoś brakuje, to naprawdę wielki big deal, jakby to powiedziała Urbańska.

Jakoś tak... dobrze wszystko mi dzisiaj idzie :D



czwartek, 20 listopada 2014

***

Uff. Jestem już spokojniejsza.
Od niedzieli Ciocia zaczyna terapię.
Lekarz mówi o dużych szansach na pozbycie się tego gówna.


A dzisiejszy dzień był... dziwny.
Powinnam być smutna, bo D. w ostatniej chwili odwołała nasze spotkanie na kawę i pogaduchy.
Ale nie jestem.

Nie to, że mi nie zależy. Po prostu rozumiem, że studia są ważniejsze.
Trochę mi szkoda, ale rozumiem.


Nie wiem czego to kwestia, ale teraz czuję jaki mały płomień, gdzieś tam w środku. 
Kojący i rozczulający płomień.

Jest mi dobrze :)
Błogo i spokojnie.

środa, 19 listopada 2014

AHA.

Czemu mnie nikt nie uprzedził, że Szczecin przenieśli do Małopolski? :/
Czuję się oszukana.

Wracamy do życia...

Well...
Jutro Ciocia idzie do onkologa. Trochę się martwię. Ale staram się wmawiać sobie, że będzie dobrze.

Na uczelni udaję zadowoloną i ogólnie uśmiecham się jak zwykle.
Ale potem wracam do domu. I nie potrafię się na niczym skupić.

Zamiast artykułów Konstytucji czytam artykuły o nowotworach złośliwych kości.

Nie wiem czy to, że tylko z L. na ten temat rozmawiałam pomaga czy pogarsza sprawę.
Na razie nie mam nastroju na takie tematy. Chcę, żeby jak najszybciej Ciocia zaczęła radioterapię. 
O nic więcej nie proszę. Tylko o szybkie rozprawienie się z tym gównem.

◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙◙

Może w piątek z powrotem zacznę recenzję "Black mirror".
Z jednej strony po to, żeby zająć się czymś.
Z drugiej dlatego, że jest genialny. Ale o tym kiedy indziej.


poniedziałek, 17 listopada 2014

Kurwa no jasne. Dlaczego by nie?
Niech się okaże, że to nowotwór złośliwy! Because fuck my family right in the asshole.

Jestem załamana.
Już nie mam siły udawać, że się tym nie przejmuję.

piątek, 14 listopada 2014

Byłam w połowie pisania recenzji "Black Mirror", ale...

ciocia Ania ma raka.
Kurwa... czemu?

To był fatalny dzień...?

Nieee, nie był fatalny.
Był męczący, to na pewno.

Zaczęłam z grubej rury - Międzynarodowe prawo publiczne.
Potem poszłam na konsultacje do Maksa, ogarnąć kolokwium z karnego. Potem ćwiczenia z karnego i konstytucyjnego...


Bogna. Well, Bogna to Bogna.
Jeden z najbardziej specyficznych ćwiczeniowców, z jakimi miałam do czynienia.
Ale dzisiaj skłoniła mnie do zastanowienia.

Prezydent miał ten projekt ustawy, żeby zakazać noszenia masek i innych "zakryć" twarzy na imprezach masowych. Ogólnie pomysł wydawał mi się niezły.
A Bogna zwróciła uwagę na to, że to ogranicza naszą wolność.
Wkraczamy w ten sposób w życie prywatne obywateli, a tak być nie powinno.

A tak teraz myślę...
Jeśli państwa dobrowolnie oddają część swojej suwerenności, by być w takich organizacjach jak np. Unia Europejska, to czy przeprowadzenie referendum w sprawie dobrowolnego oddania tej części wolności przez ludność w zamian za bezpieczeństwo i brak burd na takich imprezach masowych byłoby zgodne z Konstytucją.


I'm losing normal life. Law is taking control over me...

czwartek, 13 listopada 2014

Sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem i śrubokrętem.

Wykłady tak bardzo nudne...

Ale za to parę innych rzeczy zapewnia mi rozrywkę :D
Jest śmiesznie. Serio, cała sytuacja zamiast mnie martwić, bawi mnie niezmiernie. 
Bawi mnie to, że najpierw otrzymuję długie wiadomości o tym, byśmy nie mówiły o sobie gówien za plecami, a potem słyszę, jak w przerwie wykładu obrabia mi dupę :D

Ale to dobrze.
Czuję się w końcu wolna. Nieograniczona gównianymi konwenansami.

Sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem i śrubokrętem ;)

Myślałam, że będzie bolało. Ale czuję taką lekkość. Jest mi tak dobrze i ... szczęśliwie. Nie patrzę już z nienawiścią. Nie patrzę z żalem. Już nawet nie szukam spojrzenia, nie wyłapuję żadnych znaków.

Jeśli patrzę w ogóle, to tylko z obojętnością i litością.
Zaiste, smutne musi mieć życie ktoś, kto tak się zachowuje i trzyma w sobie taką gorycz.

Aż prawie mi jej żal. Z tym, że wcale nie :D

środa, 12 listopada 2014

Beka życia

To takie zabawne.
Patrzysz na ludzi, na których kiedyś Ci zależało i nagle uświadamiasz sobie, że w sumie nie robiłoby Ci różnicy, gdyby nie istnieli.
Taki sequel do piosenki "Somebody that I used to know" 
"Somebody I once cared that they exist":D


Tak czy inaczej, życie powoli się toczy. Długi weekend przyniósł mi miliony wspomnień.

Najpierw przemiła kawusia z babeczkami u Ali, potem koncert Bednarka, potem spotkanie z dziewczynami u Mileny, a na deser Berlin.

Bednarek... no to już wiadomo. Tyle pozytywnej energii. Tyle takiej prostej, niewysłowionej radości. I miłości. 
W pewnym momencie, gdy powiedział, aby wszyscy się przytulili, to czuć było jedność. Jakbyśmy wszyscy się znali. Jakbyśmy byli całością i byli tam dla siebie. 

I tak jak przed koncertem było dużo spin, bo tłum niemożebny, tak na koncercie wszyscy byli do siebie pozytywnie nastawieni.

No i mamy z Martuchą zdjęcie z Bednarkiem :D
Trochę mnie zasłonił, ale wybaczam mu to. Bo go gargantuicznie kocham.

A Berlin wiadomo. Primark. Shopping...

Z innych ważnych rzeczy - Maciej Frączyk i "Na południe od nieba". Bardzo ciekawa pozycja, przeczytałam w dwie godzinki. 
Ogólnie duży pozytyw, uśmiałam się nie raz, a momentami przychodzili mi na myśl Eddie Izzard i Mistrz George Carlin. 


No i finał. Najważniejsza rzecz ostatnich 3 dni. Crème de la crème. 

Dexter!

SPOILERYYYYY... 
Tak jak każdy sezon mnie lekko rozczarowywał nudą i rozwlekłą fabułą, tak ósmy mnie zabił, pokroił na kawałki i wyrzucił z łodzi na środku oceanu.

Pierwsze odcinki sezonu były średnie, ale już po zabiciu Neurochirurga (fałszywego Neurochirurga!) zaczęłam oglądać je masowo i nie mogłam doczekać się końca.

Ale i tak najbardziej rozwaliła mnie interpretacja jakiegoś ziomka z filmweba. 

Są dwie opcje. Albo Dexter jakoś się uratował i zaczął pracę jako drwal, albo...

Albo Dexter zawsze był drwalem z lekką chorobą psychiczną, a cała historia i postać "Dexter - laborant analizy krwi" jest jego wymysłem. 
I kurczę, to też nie jest głupie. 
Bo ile razy Dexter uratował się cudem albo uniknął ujawnienia jego sekretu? Kurwa, pożar na oceanie. Spotkanie z 3 sezonie z tym głównym antagonistą, tym od odkrawania kawałków skóry. Trójkowy. Doakes. Lila. Akcja z Paulem i oskarżeniem Dextera o wrobienie go - no i nagła śmierć Paula w bójce.

Im dłużej o tym myślę, tym większego mam mindfucka.
Jeszcze nie zdecydowałam, która opcja u mnie wygrywa.
Na razie jeszcze rozkminiam wszystkie możliwości ;)

piątek, 7 listopada 2014

Artystyczne perełki

Film... niesamowity.
Osobiście jestem oczarowana.

I owszem, było to bardzo... skoncentrowane na pokazaniu Nicka Cave'a jako niemal bóstwo. Mistrza. Prawie ideału.
Ale to właśnie mi się podobało. Bo jest on osobowością niezwykłą.
I mimo, że to nie było w pełni pokazanie jego dnia, to siedziałam oczarowana cały seans.

I co szczególnie istotne - na ekranie nie było prawdziwego Nicka.
Tam Nick Cave GRAŁ Nicka Cave'a. 
Grał istotę wywyższoną. Mentora i przewodnika.

Ale bardzo ciekawe sceny z gośćmi (Boże, Blixa, czemuś Ty tak się postarzał...?!), świetny montaż i muzyka. A ta narracja... momenty, w których Nick wypowiadał swoje myśli były magnetyczne.

I przyłapałam się na tym, że w drodze powrotnej do domu w głowie słyszałam tylko jego głos. Tak jakby... myśli w mojej głowie były wypowiadane jego głosem.
Magnetyzm. Czyste przyciąganie.

I mam plakat :)
Kochana Pani z Pioniera ♥
___________________________________________________________________________________________________________
Ale nie bez powodu w tytule jest liczba mnoga.
Jakiś tydzień temu obejrząłam krótki film "Klej". 8-minutowy film niemal-profesjonalny (widać było, że sprzęt jest amatorski, ale ogólnie bardzo profesjonalne podejście). Troszkę mnie poruszył, a napisy po filmie wskazały, że jest on nagrany na podstawie opowiadania.
Postanowiłam więc wypożyczyć zbiór, w którym jest to opowiadanie.

Ze względu na studia wciąż jestem w trakcie (130/190), ale jak do tej pory - duże wow.

Niektóre opowiadania (np. "Nie-ludzie" czy "O wartości odżywczej snu") najpierw mnie odrzuciły. Nie rozumiałam ich totalnie i wydawały mi się całkowicie bezsensowne. Ale po lekturze, kiedy już na spokojnie o nich myślałam, uderzył mnie ich głębszy sens.
Ogólnie proza bardzo specyficzna, trzeba się do niej przyzwyczaić, ale naprawdę warta polecenia. Aktualnie kiedy skończę zbiór "Rury" zaczynam drugi, "8% z niczego".

czwartek, 6 listopada 2014

20 000 dni na Ziemi

Jestem autentycznie zajarana. Siedzę właśnie w kiniarni i czekam na seans.

To aż dziwne, jak pobudzona jestem na myśl o tym filmie ;)

poniedziałek, 3 listopada 2014

Dawałam pingerowi wystarczająco dużo szans na ogarnięcie pipki.
Denerwuje mnie to, że moje posty wyglądają jak szynszyla po wylewie. Statystyki nie działają, pokazują inne wartości na moje stronie głównej, inne an stronie dyskusji, inne na stronie z wpisami znajomych... i tak dalej.
Zdjęcia się dziwnie zniekształcają, a kiedy próbuję dodać zdjęcie większe niż 2 MB, to wyskakuje komunikat, że próbuję dodać plik większy niż pierdyliard mega.

No ile można?!

Oczywiście nie rezygnuję z pingera całkowicie. Nie potrafię po 5 latach i tym wszystkim, co przeszłam w tym okresie. Ale chyba ograniczę się do nieregularnych lakonicznych wpisów i komentowania wpisów innych.
Bo to w sumie z tymi ludźmi  byłoby mi najtrudniej się rozstać :)


Tak czy inaczej dużo się ostatnio dzieje. Urodziny Rodziciela ;)
No i przyszedł laptop. Mój pierwszy w życiu :O
Teraz się boję, że upuszczę, wywrócę go albo coś...

Trzeba kruszynce znaleźć "her spot". 
Miejsce tylko dla niej i gdzie ma zawsze leżeć.



Some of the older boys finally put me wise in how to get yourself out of there. You had to tell them how you love Jesus.
And naturally now I love Jesus very much.

I love him so much I'd like to crucify him all over again.
Cytat i kadr ze świetnego filmu, "Killer : A journal of murderer".
Genialne role Jamesa Woodsa i Roberta Seana Leonarda.
 
Teraz tylko łkam wewnętrznie nad tym, że jedyny egzemplarz książki z allegro kosztuje 160zł, a z zagramanicy przesyłka kosztuje więcej niż sama książka. 

_________________________________________________________________________________
 
Wiecie, czasem człowieka męczy to, że płaci za błędy innych. A mnie już przestało. Doszłam do wniosku, że pora wziąć rozdzielność majątkową.

Chyba nadszedł czas, by każdy sam płacił za swe wpadki i zbierał plony za swoje zasługi.

To wbrew pozorom bardzo poważna deklaracja. A co najważniejsze - w pełni świadoma i okupiona całkowitym brakiem bólu (: 
A to oznacza jedno - wyleczyłam się.
_________________________________________________________________________________
 
Byliśmy w Przytocznej i Lubikowie. Zwiedziliśmy miejsca, gdzie Tata się wychowywał. Oprowadzał nas po ruinach domu - aż żałuję, że za bardzo się bałam, że podłoga się zarwie (a budynek podpiwniczony, więc upadek byłby bolesny) albo dach spadnie mi na głowę. Wątpię, żeby udało się tam wrócić, a takie zdjęcia były by bardzo dużo warte.  
Emocjonalnie, ale zawsze (: