środa, 31 grudnia 2014

Nie żałuję niczego.

Sądzę, że wszystko, co wydarzyło się w tym roku, działo się z jakiejś przyczyny.
Los, Fatum, Bóg czy inna siła wyższa tak chciały, bo uważały, że tak będzie dla mnie lepiej.

I tak:
Nie żałuję nowych znajomości.
Nie żałuję znajomości, które się zakończyły.
Nie żałuję, że zaczęło mi zależeć.
Nie żałuję, że zależeć przestało.
Nie żałuję, że parę osób w moim sercu się pojawiło.
Nie żałuję, że parę innych z niego zniknęło.
Nie żałuję żadnej rozmowy.
Nie żałuję żadnej ciszy.
Nie żałuję dram, które mnie ominęły.
Nie żałuję żadnego słowa, które wypowiedziałam.
Nie żałuję niczego, co zrobiłam.
Nie żałuję żadnego głupiego, nieprzyzwoitego żartu, który usłyszałam czy powiedziałam.
Nie żałuję żadnej minuty poświęconej tym, których kocham lub kochałam.
Nie żałuję żadnej łzy.
Nie żałuję żadnego uśmiechu.
Nie żałuję żadnej chwili spędzonej wśród znajomych.
Nie żałuje ani sekundy spędzonej w samotności.
Nie żałuję zaczynania nowych rozdziałów.
Nie żałuję zamykania starych.

Nie żałuję tego roku.
Oby 2015 rok przyniósł mi tyle samo radości, a mniej rozczarowań :)

And now - let's party.
I to bardzo szybko let's, bo zaraz się spóźnię na kolejny autobus :D

Szczęśliwego Nowego Roku :)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

No nieźle...

Wczoraj w nocy (kiedy ja spałam) podłączona do ładowania komórka podświetliła się, że jest już w 100% naładowana.
Moja Mamuśka spytała, co to się podświetliło.

Na co nakrzyczałam na nią (przez sen!), że "jak się podświetliło, to się podświetliło, nie interesuj się!"

No nieźle...

wtorek, 23 grudnia 2014

Świąteczny stan przedgorączkowy

Ojejku...

Zajechaliśmy do Biesiekierza. Stęskniłam się za tym miejscem :)
Nigdzie indziej nie znajdę takiego pomnika ziemniaka ani takiej wysokiej dawki miłości na metr kwadratowy.

Tutaj bardziej niż gdziekolwiek indziej mi się chce.
Chce mi się iść na wieczorny, a nawet nocny spacer.
Chce mi się uczestniczyć w tych wszystkich obrzędach.
Chce mi się być z nimi wszystkimi.
Chce mi się być częścią.
Chce mi się żyć.

Biesiekierz jest moim remedium na zmęczenie duszy.
To takie miejsce, w którym jest wi-fi, jest telewizja, jest internet, jest wszystko - a ja tak bardzo nie mam ochoty z tego korzystać.
Chce być duchem, a nie tylko ciałem.

Za to kocham to miejsce.
I mogę spędzić wieczór nad roladą szpinakowo-łososiową, sałatkami, gołąbkami...
I tak będę szczęśliwsza niż gdziekolwiek indziej na świecie :)

niedziela, 21 grudnia 2014

Twin Peaks

Postaram się nie spoilerować za bardzo, ale wiadomo, czasem to nieuniknione ;)
So watch out, guys. Brace youselves. Spoilers are coming.

Właśnie skończyłam oglądać drugi sezon. I jestem zachwycona!

Zakończenie jest niemal idealne. Niby wszystko wydaje się jasne, oczywiste, a tu taki zwrot akcji :D


Kiedy Agent Cooper jest w The Black Lodge Laura mówi mu, że zobaczą się za 25 lat.

Kiedy Bob przejmuje kontrolę nad Windomem, zza kurtyny z tyłu wyłania się drugi Cooper, ten zły . Dobry Dale ucieka, ale ten zły w końcu go dopada i to on wychodzi stamtąd. Dobry Dale jest uwięziony w Chacie. I czeka tam, aż ktoś go uwolni.

Od finału ostatniego do początku nowego sezonu minie właśnie 25 lat.
W 2016r. będzie kontynuacja ♥

Jestem trochę zła, że akurat tę postać to spotkało. Najzajebistszy bohater Twin Peaks.
I ciekawa jestem, czy Harry i reszta zorientowali się, co mu się stało. 
I co z Annie.

Zobaczymy ;)

Ale jestem rozedrgana po tym zakończeniu...

"Oddech weź. Już najgorsze jest za Tobą..."

W końcu gdzieś będzie lepiej, daję słowo...


W sumie tytuł ma dużo racji. Najgorsze za mną.


  1. Kolokwium z karnego
    Zjebałam po całości. To jest niesamowite, że tyle się do tego gówna uczę, żeby finalnie i tak nie zdać.
    Demotywujące.

  2. Certyfikat.
    Oh, God! Nareszcie stres za sobą. Jeszcze tylko 1,5 miesiąca czekania na wyniki.
  3. Berlin...
    W piątek wybrałyśmy się w 18 osób do Berlina. Byłam odpowiedzialna za trasę i całą logistykę przedsięwzięcia.

    Nienawidzę być przewodnikiem. Parszywa robota.
    Masz opracowaną trasę, idziecie, a nagle ktoś z grupy mówi "Ej, a teraz nie tutaj? Chodźcie tędy". Kurwa, to po co ja sterczę nad mapami? Chcesz, to przejmuj dowództwo i prowadź...

    No i to, że w pewien sposób biorę na siebie odpowiedzialność za resztę.

    Tak czy inaczej - dotarłyśmy do Berlina, ale nie na Hauptbahnhoff, jak było w rozkładzie, tylko na Gesundbrunnen. Pierwsza kłoda pod nogi... Gdyby nie jakaś koleżanka Karoliny, to byśmy zmarnowały trochę czasu. Nie mówię, że byśmy nie trafiły, ale trochę zajęłoby czasu ogarnięcie wszystkiego.
    Potem Brama Brandenburska, Reichstag, mój najulubieńszy pomnik w całych Niemczech - Pomnik Pomordowanych Żydów Europy.
    Niesamowite miejsce. Wydaje się z zewnątrz nieszczególne. Ot, parę bloków z betonu. Ale jak wejdziesz do środka, to okazuje się, że te bloki są ogromne, a ich wielkość i ilość człowieka po prostu przytłacza. Wgniata w ziemię.

    Potem miałyśmy mały postój na placu Poczdamskim. Następnie Spectrum, no i na końcu Alexanderplatz i Weinachtsmarkt.

    Najgorsze było na koniec. Około 20.30 powinnyśmy mieć z Gesundbrunnen pociąg do Szczecina z przesiadką z Angermunde.
    Większość pociągów jest tak właśnie opisana -> Belin - Szczecin Główny
    Patrzę na rozkład - a tam takiego pociągu nie ma.

    Od razu w głowie alarm i powtarzanie sobie "Nie panikuj. Najpierw coś wykombinuj, potem będziesz panikować! Skup się, skup się!". Poszłam do drugiego rozkładu, bo może ten jest jakiś niedodrukowany. Na drugim to samo.

    W końcu Milena zauważyła, że ten ma w trasie Angermunde, więc to pewnie ten.

    Weszłyśmy na peron i w tym momencie uderzyła we mnie ta opóźniona panika.
    Całe powietrze jakby mi odpłynęło z płuc. Nie mogłam złapać powietrza. Serce zaczęło walić jak szalone. Nogi od razu jak z waty. Łzy w oczach. W głowie sceny rodem z "Dzieci z Dworca ZOO".

    "Szczecinianki z Dworca Gesundbrunnen".


    Jakbym była sama, to bym się nawet nie przejęła. Przekimałabym na dworcu, pojechała rano, dopłaciła komuś do biletu brandenburskiego. Ale miałam na sobie 18 dziewczyn...

    Ale na szczęście dojechałyśmy cało.


    A wczoraj dwie dziewczyny napisały do mnie i podziękowały za ogarnianie tego wszystkiego, bo one by nie dały rady tak z samą mapą i w ogóle tak wszystkiego zaplanować.
    To kochane :)
    I milutkie być docenioną. Mimo tej wpadeczki z pociągiem...

A teraz został mi tylko jeden wykład jutro i święta ♥

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Ils ne peuvent pas me changer. Sans pareille, nonpareille.

Wciąż i wciąż francuski do mnie wraca.
Jaram się nim niemożebnie ;)


Dzisiejszy dzień jest... wow.
Nie mogłam w nocy spać, bo się bałam kolokwium. Wstałam o 6, pojechałam na uczelnię, tam popanikowałam, że "JA KURWA NIC NIE UMIEEEEEEM!".
Po napisaniu czułam się megaźle. Wszędzie widziałam swoje błędy, już nie pamiętałam co gdzie zaznaczyłam, zaczęłam się denerwować i ogólnie byłam złej myśli.
To znaczy wiedziałam, że zaliczę (na 25 punktów 15 było z testów, które mgr Bożek nam dał na zajęciach, a miałam jeszcze 5 punktów z aktywności), tylko myślałam, że będzie 3... maksymalnie 4.

Mam 5 ♥
I w dodatku 2 punkty przeszły mi na następne koło.

Jak mówił wyniki, to najpierw myślałam, że to wyniki dla drugiej Magdy z grupy. I zazdrość w głowie, "O, piątkę ma. Smutek trochę...".
Aż Patryk nie szturchnął mnie w ramię z szokiem i mi nie powiedział, że to ja :D

Być Madzią = nie ogarniać życia. 
Ale za to jest dużo niespodzianek po drodze :)


Tak czy inaczej jestem zmęczona, ale te wyniki pozytywnie nakręciły mnie na kolokwium z prawa karnego ;)
Więc siadam do nauki, żeby z niego też dostać 5 :D

sobota, 13 grudnia 2014

Il est venu le temps des cathédrales...

Jestem zachwyona musicalem "Notre Dame de Paris".
Garou totalnie przerysował swoją postać, ale ta muzyka gra mi ciągle w uszach.

That song!  Cette chanson! 

Anyway, zrobiłam parę testów z angielskiego (to przykre, że właśnie się zorientowałam, że to jest poziom matury rozszerzonej, a momentami nawet niższy. Ale nic na wyższym poziomie nie jest na US organizowane. Jak będę duża i bogata, to ogarniam CAE, a jeszcze lepiej CPE. Bo to jest koksiarstwo, poziom megazaawansowany, a ja jestem ambitna i chętnie podkładam się dla nachodzących porażek), poczytałam materiały od Bożka-Wporzka i zabieram się za karne. W rytmie nadanym przez Pelletiera i Lavoie'a.


 
Ogólnie suis-je le seul (czy jestem jedyna), która uważa Frolla za ultrakoksiarską postać? Pewnie zmieni mi się jak przeczytam książkę*, ale Disney zostawił mi w głowie taki obraz tej postaci, że jest jednym z moich ulubionych antagonistów.

Co ciekawe, z żadnym z protagonistów nigdy się tak nie zżyłam...


*To niesamowite. Chcę kupić tę ksiązkę. 
Empik? Nope.
Matras? Nope.
Gandalf? Nope.
Allegro? Nope.

Tylko audiobooki albo ebooki.
Szok, niedowierzanie, rozczarowanie.

piątek, 12 grudnia 2014

Nic nie jest niemożliwe, jeżeli w odpowiednim stopniu ochujałeś.

Jak wyżej.

Plan dnia mam wykonany w 30%. Ale za to byłam na kawie z Dusią.

Jejku, jak ja bardzo tego potrzebowałam. Takiej chwilki oderwania od wszystkiego. Momentu tylko dla siebie i kogoś, kogo tak uwielbiam.

I nie, że zmarnowałam czas! Dowiedziałam się miliona przydatnych rzeczy :D
Wiem już, kogo wydział potajemnie hejtuje.
Wiem, kto jest administratorem strony "WPiA hate you".
Wiem, jak się bawią ćwiczeniowcy po godzinach.
Wiem, że jest ktoś niesamowity, kto  jest tak podobny do mnie, z kim 3h rozmowy minęły jak 10 minut. Z kim mogę pójść na spacer w deszczu i śpiewać po drodze piosenki Disneya. Kto tak samo kocha "Księżniczkę łabędzi" i inne szałowe produkcje animowane. 

Jest dobrze. 
Te 30 stron z karnego i słuchania z angielskiego nadrobię jutro, a takiej ilości endorfin nie dałoby mi milion ton czekolady.

No i jeszcze dostałam od niej białe piwo z malinami i czekoladę.
Belgijsko/Brukselskie smakołyki :D

Życie czasem jest piękne.

środa, 10 grudnia 2014

Śnieg...

Nienawidzę tych pierwszych śniegów.
Nie jest dość zimno, żeby zachowywał się jak normalny, dobrze wychowany zimowy śnieg. Taki z dobrej chmurki, z rodziny z tradycjami. Śnieżyce, zaspy i te sprawy.
Taki dobrze wychowany śnieg pięknie leży, można z niego robić śnieżki, lepić bałwana, a i do tego ślicznie wygląda. Taka biała kołderka przykrywająca świat (zawsze bawiło mnie ta metafora. Kołderka, pierzynka... przywodzą na myśl ciepło, przytulność. A weźcie się kurwa przykryjcie śniegiem. Wygrzejecie się po cholerze).

A taki śnieg jak ten dzisiejszy to ten wandal wśród opadów atmosferycznych. Jest jeszcze za ciepło na śnieżną pogodę. Pada to, spada na ziemię, a po 3 minutach już jest z niego błoto. Ani się bawić, ani nic.
Najbardziej bezsensowny rodzaj śniegu.

Wciąż ♥, ale bez sensu to wszystko...
 

Anyway, rozpierdala mnie ten serial paradokumentalny z TVNu, "Szkoła".
Patola w czystej postaci. "Tata nie chce się zgodzić, żebym śpiewała w zespole rockowym. Chce, żebym ciągle uczyła się gry na skrzypcach. Co mogę zrobić... WIEM! Złamię sobie palec! Przyjaciółko, przybądź na pomoc i złam mi go!"
What the actual fuck?


A moi rodzice w dużym pokoju kłócą się, czy jakieśtam prawo obowiązuje w Polsce... i słyszę tylko
- tak, bo to umowa międzynarodowa!
- nie, bo to nie polska ustawa!

I cicho modlę się, żeby nie zawołali mnie do rozstrzygnięcia.
Bo nie mam zielonego pojęcia, czy to obowiązuje, czy nie :<

poniedziałek, 8 grudnia 2014

"Chodzę tą ulicą którą znam od dawna. Wydeptałem w niej ścieżki do Boga i diabła"

Ostatnio cały wszechświat puszcza do mnie figlarne oko.
Nawet nie chodzi o moje szczęście, moje samopoczucie.

Chodzi o to taką... niewysłowioną ulgę. Wewnętrzne przekonanie, że przyjaciel jest szczęśliwy :)
To naprawdę cudne uczucie widzieć, że po tym, jak przyjaciel miał słabszy okres i czuł się źle, teraz wszystko mu się układa. Cieszę się, bo widzę znów w jej oczach tę... iskierkę :)
Ten błysk.

I raduje mnie jej szczęście. Nawet jeśli nie ja jej je daję.
Ważne, że jest szczęśliwa. Tylko tego jej zawsze życzyłam i  życzę nadal :)

_____________________________________________________________________

Nie potrafię się do niczego zorganizować. 
Ostatnio mam czas i ochotę wyłącznie na relaks.
Pewnie wkrótce tego pożałuję... ale na razie chill jest kluczowym elementem mojego życia :)

A przyczynia się do tego Koniec świata. Cieszę się, że odkryłam ten zespół. Mimo że przypomina mi o B., bo on mi puścił "Oranżadę" po raz pierwszy.
W chwili obecnej to jedyna pozytywne rzecz, jaką mogę o nim pomyśleć :)

Jak to wszystko się zmienia. Cały kalejdoskop tego nie przebije ;)

niedziela, 7 grudnia 2014

"Ufam nielicznym, choć rozsądniej nie ufać nikomu."

Witam. Choć patrząc na statystykę odwiedzin powinnam napisać "Good evening! Bonsoir!"




Jestem trochę tym zaskoczona.
Ciekawi mnie czasem czy to Polonia czy obcokrajowcy, chcący nauczyć się polskiego.
Pewnie to pierwsze, który obcokrajowiec chciałby się uczyć jednego z najtrudniejszych języków na świecie...?

Tak czy inaczej, właśnie skończyłam rozmawiać z L. o paru zaległych sprawach.
Uświadomił mi dużo rzeczy.
Nawet nie chodzi o to, co on mi powiedział. Chodzi o to, że myśli w głowie są nierealne i kołaczą się bezwstydnie. Ale w momencie, gdy się je wypowie na głos albo (jak w tym przypadku) napisze, stają się bardziej namacalne i nabierają prawdziwości.

Nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, co czuję, dopóki mu tego nie napisałam.
Wtedy myśli jakby same przelewały się na ekran. I każde słowo niosło mi ulgę i zaskoczenie - bo ja naprawdę to czuję! Czułam tak od samego początku, tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy.

I czuję ulgę podwójna.
Po pierwsze, bo pogadałam z nim, a brakowało mi takiego naszego codziennego, luźnego kontaktu i stęskniłam się za nim.
Po drugie, bo już wiem w pełni, co mam zrobić :)

Jest tak... dobrze.
Wszystko emocjonalnie mi się układa. Chciałabym do tego dołożyć układanie się uczelniane. Ale nie narzekajmy. Cieszę się tym, co dzisiaj zyskałam.
Spokój ducha jest dla mnie w cenie.


piątek, 5 grudnia 2014

Sapioseksualizm

Moja słabość do mężczyzn inteligentnych zdecydowanie przeszkadza mi w funkcjonowaniu na tej uczelni...


Aktualnie przeżywam małe zauroczenie dużą częścią moich wykładowców.
Ale to nie moja wina! Oni są po prostu szalenie inteligentni. 

W każdym razie, P.Ł., J.S., Ł.P.*, K.B.**, P.K., W.B., T.R.- strzeżcie się. Jak tylko zalegalizują poligamię, to się za Was biorę.
Bo teraz nie mogę się zdecydować...



* O, ten to już w ogóle. To NIEMORALNE doktoryzować się w wieku 28 lat. Potem habilitacja w wieku 32 lat. I profesura niedługo później. Jak można mieć taki mózg?!
** Tak, ćwiczeniowcy też.




Nie mówię, że utrudnia mi to życie. Wręcz przeciwnie. jara mnie ich wiedza i to pomaga mi się uczyć ich przedmiotów. Chociażby dlatego, że aż miło się słucha wykładów.
Po prostu już za wiele mam tych cichych sympatii ;)



___________________________________________________________________


Zapomniałam, że Dillon wydała nową płytę! Trzeba się zapoznać...
Ale na razie kawałek ze starego albumu ;)

środa, 3 grudnia 2014

Słodki Jezu...

Przeczytałam felietony Poli Dwurnik...

Panie Boże, Jezusie i Matko Bosko Internetowo - nie pozwócie mi nigdy sięgnąć aż takiej werbalnej biegunki i aż tak silić się na (pseudo)intelektualizm. 
Błagam.

Śmierdzi szatanem. Wszyscy macie przejebane...

Wkręcam się w Frontside. 
Podoba mi się to wkręcanie :D


Zastanawia mnie jedno.
Jak paliłam tylko na imprezach, to w zwykłe dni nawet o papierosach nie myślałam.
Nie jestem uzależniona, bo nie mam problemu z tym, że 4 dni nie paliłam, a paczka kupiona na imprezę prawie cala leży w szufladzie. Nie ciągnie mnie do niej i niech sobie tam leży.

Ale każdy moment, w którym liczę, ile dni minęło od ostatniej fajki jest dla mnie komiczny.
Bo kiedyś nawet nie myślałam o tym, żeby liczyć, ileż to dni temu słodki nikotynowy dym wypełnił me płuca. A teraz liczę i wydaje mi się to w chuj dobrze, że to już 4 dni!
Nie palę miesiąc - o kurwa, 30 dni!

Nie paliłam 19 lat i mnie ta myśl wcale nie podniecała.

Coś naturalnego stało się nagle wielkim osiągnięciem...


wtorek, 2 grudnia 2014

Studnia, studnia, studnia...


Zaczęłam z mega-negatywnym nastawieniem do dnia dzisiejszego.
A bo zajęcia takie, a bo niewyspana, a bo znowu trzeba będzie znosić parę nieprzyjemnych mord...

Ale wyszło całkiem przyjemnie :)

Wykład z cywila ciekawy, ale to żadna nowość.
Ćwiczenia z administracyjnego... Boże, jak ja uwielbiam naszą panią ćwiczeniowiec (chciałam napisać ćwiczeniowczynię. Ale to brzmi dziwnie). Jest tak sympatyczna i wyluzowana, że nie da się jej nie lubić :)
Ale to chyba kwestia tego, że każda Magdalena jest zajebista, #potwierdzoneinfo

Ćwiczenia z MPP. Dostałam 5 za rozwiązanie kazusów :D
W sumie nie powiem, że mi się nie należało, bo mieliśmy do ogarnięcia 6 kazusów. Nikt nie chciał się zgłosić, więc zrobiłam pierwszy. Nikt nie chciał się zgłosić, więc zrobiłam drugi. Potem zrobiłam jeszcze jeden.
Ale i tak zacieszam ryjka jakbym co najmniej nobla dostała :D

Wykład z finansów... oglądałam serial :D
Twin Peaks ;)
Ale muszę znaleźć jakiś inny. Za dużo tracę oglądając na pół gwizdka i bez dźwięku.

Jest dobrze :)
I bardzo dobrze, że jest dobrze.

Planowałam tego nie pisać, bo każde postanowienie wyrażone słowami staje się dziwnie łatwiejsze do złamania. Nie wiem, skąd to się bierze, ale im dłużej zachowuję postanowienia dla siebie, tym dłużej ich dotrzymuję.
Tak czy inaczej - Od Ostatniej Fajki Minęło : 3 dni

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Tęczowo-migdałowy zawrót głowy

Ostatnio nie mam czasu na sen. 
Znaczy czas mam. Około północy kładę się spać, około 3 przysypiam, budzę się, zasypiam, budzę się, zasypiam...
jestem chronicznie przemęczona. 
Prześladują mnie mętne torsje bezsenności.

Ale pomimo zmęczenia, jestem relatywnie zadowolona. 
Niezapowiedzianą wejściówkę z prawa cywilnego napisałam prawie w 100% dobrze, zapomniałam jedynie o tym, że przy miejscu zamieszkania w aspekcie animusa (woli, wiązania swoich życiowych decyzji z określonym miejscem) nie potrzeba wyraźnego oświadczenia woli, wystarczy... 
po co ja to piszę...?
Jednej rzeczy zapomniałam. Na tym skończmy.

Aktualnie moje myśli krążą wokół kolokwium z finansowego (zabrakło mi jednego punktu z aktywności, żeby być zwolniona z kolokwium, tyle przegrać), kolokwium z karnego, prezentacji z karnego, prezentacji z MPP, certyfikatu z angielskiego...

Staram się ogarniać wszystko. Jak na razie nieźle mi idzie, ale dziko niesatysfakcjonującym kosztem.

Oddam nerkę i pół wątroby za kilka dni, w ciągu których nie musiałabym wstawać z łóżka.

Idę po kawę i do roboty.
W końcu trzeba być twardym, a nie "miętkim" ;)