W głowie co jakiś czas kłębią mi się różne przemyślenia na posty tutaj.
Jak przychodzi co do czego i siadam przed komputerem, to te pomysły nagle uciekają.
Ale dzisiaj kupowałam dla mamy religijną książkę i przypomniała mi się jedna sprawa.
Zawsze jak idę do sądu (czy to na praktyki, czy to na rozprawę) strasznie się stresuję, że zamiast powiedzieć "Dzień dobry" powiem "Szczęść Boże". I nie zmienia się to od kiedy 2 lata temu poszłam na swoją pierwszą rozprawę.
Siedząc ostatnio pod salą w sądzie zastanawiałam się, z czego to wynika.
I doszłam do trochę smutnego wniosku.
Jako dziecko miałam duży szacunek do Boga, religii i kościoła. Ale z biegiem czasu ten szacunek malał, czy to przez moje poglądy, czy też przez wszelkiej maści zło wyrządzane przez kościół.
Tak czy inaczej, skoro straciłam wiarę w kościół, teraz musiałam ją zacząć pokładać w czymś innym.
Dlatego teraz wierzę w sprawiedliwość.