niedziela, 21 lipca 2019

Long time no see.

Ostatnio czas pędzi coraz szybciej. Nie mówię tylko o tym, że siadam do pracy i nagle z 18.00 robi się nie wiadomo kiedy 23.00. Poza pracą oczywiście, bo tam zawsze czas płynie odrobinę wolniej, ale to nawet dobrze.

Tak jak godzinowe pędzenie jest trochę przygnębiające, tak inne pędzenie jest absolutnie przerażające.
Dni zlewają się w tygodnie. Tygodnie w miesiące. Miesiące w kwartały. Kwartały w lata. 

Wydaje mi się, że ledwie wczoraj bawiłam się na Sylwestrze, a dzisiaj mamy już końcową fazę lipca.

I nie wiem czy to kwestia procesu w mózgu, o którym opowiadała mi D. (czytała artykuł, że z to przez funkcje mózgu wydaje nam się, że dni z wiekiem płyną szybciej, ale nigdy nie udało mi się dotrzeć do tego artykułu, więc bazuję na jej słowach), czy to może kwestia tego, że ostatnio dużo się dzieje i dlatego wydaje mi się, że czas płynie szybko, bo nie mam chwili na odetchnięcie.

Nawet to, że pracuję w nowym miejscu już prawie dwa miesiące mnie szokuje.


 A od czasu ostatniego wpisu sporo się wydarzyło. Wiem, że nigdy nie udawało mi się specjalnie systematycznie pisać, więc większość zmian i wydarzeń pozostanie bez kontekstu, ale na tego bloga i tak nikt nie wchodzi, więc kontekst nie jest specjalnie potrzebny.

1. Obroniłam magistra. Chociaż nie wiem, czy to takie osiągnięcie, bo nikt go specjalnie nie atakował, więc i bronić nie było przed czym. Ale tak czy inaczej - jestę magistrę.
2. Miałam wypadek, który prawie skończył się śmiercią faceta, któremu wpierdoliłam się przed maskę.
3. Zdałam egzamin wstępny na aplikację radcowską i zaczęłam aplikację.
4. Odeszłam z poprzedniej pracy i parę dni później znalazłam nową. Zebrałam się w końcu w sobie z odejściem, bo już nie miałam wrażenia, że nie jestem traktowana poważnie, tylko byłam tego pewna. Ale odeszłam bez żadnych "hard feelings" i bez palenia mostów, bo nigdy nie wiadomo jak się życie potoczy. A po drugie dalej mam patrona w tej kancelarii, więc najracjonalniej było odejść w pozytywnych okolicznościach.
5. W związku z aplikacją 1 lipca uzyskałam uprawnienia do reprezentowania klientów w sądzie.  Od tego czasu byłam na 3 rozprawach. I tak jak wcześniej miałam wątpliwości, czy aby na pewno prawo to jest ścieżka dla mnie, tak po tych rozprawach już to wiem. Chcę to robić. Co prawda mój ABSOLUTNY brak organizacji i systematyczności może stać na przeszkodzie, ale teraz mam motywację, żeby to w sobie poprawić. Bo wiem, że prawo mnie kręci i jestem w stanie być w tym co najmniej przeciętna, a może nawet dobra. 
A pierwsze nagranie rozprawy, na której byłam mam zamiar sobie zachować na pamiątkę. Z jednej strony dlatego, że z rozpędu przedstawiłam się jako radca prawny i potem się zamotałam, żeby sprostować, że jednak nie radca, a aplikant radcowski. Po drugie dlatego, że przeciwnika procesowego (też aplikanta radcowskiego) spotkało coś, co mi się śni po nocach. Spełnił mu się mój najgorszy koszmar - sędzia wytknęła mu brak przygotowania.
6. M. jest w Ameryce na Work&Travel. I tęsknię w chuj, choć staram się mocno tego nie okazywać, bo M. nie lubi takich sentymentalnych bzdur. Ale z tym punktem łączy się punkt kolejny, czyli...
7. Dostałam wizę do Ameryki, więc na przełomie września i października planuję pojechać na urlop do Nowego Jorku. Strasznie się jaram, już nie mogę się doczekać.

A tak poza tym stare dzieje.
Staram się jak najwięcej od siebie wymagać, żeby jak najbardziej rosnąć.
Choć nie zawsze się udaje (w tym momencie patrzę znacząco na utworzony w maju plik z pozwem, który do tej pory nie doczekał się wypełnienia treścią).
Ale pracuję nas tym. I to jest najważniejsze - może małymi kroczkami, ale idę do przodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz