sobota, 13 lutego 2016

Gdzież wasze słodkie emploi?

Właśnie wróciłam z koncertu. I jaram się niemożebnie.

Zbigniew Wodecki & Mitch & Mitch

Już jedna ze znajomych próbowała mi zrobić mały "music shaming", ale biorąc pod uwagę to, jak wielki "slut shaming" ja mogłabym zrobić jej - jakie jej zdanie ma znaczenie? :D

Bo nie wstydzę się swoich upodobań muzycznych, a Zbigniew Wodecki jest dla mnie żywą legendą. Jest po prostu niesamowity - nie dość, że multiinstrumentalista (moje niespełnione i nigdy nie mające się spełnić marzenie), genialny wokalista (głos ma tak rozbrajający i tak prawdziwy! Cały koncert prześpiewał, a w dzisiejszych czasach śpiewanie bez autotune'a jest tak rzadkie jak śnieg w Somalii), to jeszcze człowiek z niesłychanym poczuciem humoru i dystansem.

A jeszcze jak dołączyli do niego Mitch&Mitch...
Czysta wirtuozeria. Zabawa dźwiękiem. I niesamowite umiejętności.

Jeszcze jakby panowie z FORTu nie wyganiali mnie jak czekałam, że być może wyjdą podpisać płyty... -.-'
To jedyny niedosyt tego wieczoru.


Ale w skrócie - koncert był fenomenalny!
Dużo naprawdę dobrej i (przede wszystkim) prawdziwej muzyki okraszone pogodą ducha i poczuciem humoru. That's all I needed and that's all I got.

Moja ulubiona piosenka z tej płyty ♥
Sama w sobie płyta cała jest warta uwagi. Jest niesłychanie słoneczna. Kiedy jej słucham, to momentami mam wrażenie, że to muzyka rodem z gorącej Kuby. Te latynoskie dźwięki sprawiają, że za każdym razem słuchając jej przypomina mi się lato.
Strasznie odprężające ♥

PS Jaram się mocno Mitchem. I irytuje mnie strasznie, że w całych internetach nie mogę znaleźć imienia i nazwiska. Albo chociaż imienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz