piątek, 12 lutego 2016

Nie ma nic gorszego niż działanie w aurze tajemniczości.

Słodki Jezu. Nie potrafię się odnaleźć. Po prawie miesiącu nadziewanym ostrym zapierdolem jest mi ciężko zmusić się do czegokolwiek.

Ale od wczoraj mam w końcu wolne od egzaminów ♥
Przynajmniej o ile nie wyskoczy mi poprawkowa. Ale nawet jeśli, to w poprawkowej będzie tylko jeden egzamin, bo z reszty już mam wyniki.


To była chyba moja najcięższa sesja. 5 egzaminów. Tylko jeden przedtermin.

7 stycznia.
5 lutego.
7 lutego.
9 lutego.
11 lutego. 


Nie było łatwo, ale nawet nieźle mi poszło.
Najbardziej słodko-gorzką jest ocena z pgp.

Uwielbiam ten przedmiot, a wykładowca jest moim życiowym guru.
Dlatego z jednej strony 4 jest porażką życia. 
Ale z drugiej - kiedy najwyższymi ocenami jest pięć 4,5 - moje 4 nie wydaje się aż taką porażką,

16/20, więc znośny wynik.
Ale niedosyt w serduszku pozostaje.



Tak czy inaczej - czekam na jeszcze dwa wyniki. Jeden będzie w niedzielę, drugi dopiero za 2 tygodnie. 
Więc jeszcze parę chwil stresu mnie czeka.



A w oderwaniu od sesji - w poniedziałek konferencja, w czwartek TEDx.
I przewiduję parę innych aktywności w tym czasie ;)
Ale o tym cicho-sza!


Boże. Co ja mam zrobić ze swoim czasem?!


_________________________________________________________________________

Tytuł jest nawiązaniem do drugiego z moich ulubionych wykładowców w tym semestrze.

Czemu wszyscy mężczyźni na tych studiach muszą być tak piekielnie inteligentni! 
Czy oni nie wiedzą, jak to źle działa na mnie i mój rozwiązły sapioseksualizm? 

No może i nie wiedzą...
Ale niech nie przestawiają być tak diabelnie pociągający. To mi daje chęci do nauki i chodzenia na wykłady ♥

_________________________________________________________________________

A z fascynacji muzycznych - Mateusz Rusin.
O mój Boże.

Aż mam ochotę obejrzeć Ranczo (a skrycie tym serialem pogardzam, więc poświęcenie jest duże).

Miłość mocno



A wszystko zaczęło się od tego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz