niedziela, 31 maja 2015

Z jednej strony jestem megazła, a z drugiej nawet nie chce mi się o tym pisać...

Ale pokrótce - byłyśmy wczoraj na meczu gwiazd. Siatkarze, piłkarze, piłkarki ręczne, koszykarz - ogólnie gwiazdy sportu zagrały mecz w ramach charytatywnej akcji dla hospicjum.

Chciałam tylko zdjęcia ze Świderskim, bo gościa uwielbiam od kiedy zaczęłam oglądać siatkówkę.

Po meczu powiedzieli, że gwiazdy będą przy szatni, tam można podejść po zdjęcie i autograf. No to idę. Świderski mi gdzieś tam mignął, ale patrzę - Marta i jej koleżanka się zgubiły. No nie widzę ich nigdzie. Wracam na parkiet, a one tam jeszcze stoją.

Poszłyśmy, Świderskiego już nigdzie nie mogłam znaleźć. Ale tak łaziłam, a przechodził ziomutek, z którym Marta i Agata chciały mieć zdjęcie, to zrobiłam im zdjęcie.

Zapytałam gości z ochrony - powiedzieli, że Świderski już pojechał.
Pomyślałam, że chociaż z Kubackim sobie fotkę cyknę. Marta zrobiła mi dwa zdjęcia.

Jedno, na którym się odwracam w jej stronę, więc mam minę jak idiotka.
Drugie, całe rozmazane.

I nie mam żadnej sensownej pamiątki.


Nie chodzi nawet o głupie zdjęcie (chociaż to też wkurwiające, że nawet zdjęcia zrobić nie potrafi...). 
Chodzi o to, że ja staram się dla niej. A dla mnie nikt się nie może postarać. Nigdy, kurwa. Ile razy o coś nie poproszę, zawsze coś jest nie tak i zostaję na lodzie.

Nie mam nawet żadnych zdjęć z rodzinnych wyjazdów, spotkań rodzinnych, wakacji - chyba że zrobię sobie selfie.
Bo oni nie chcą robić zdjęć.

Ale w tej rodzinie nikt tego nie jest w stanie zrozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz