sobota, 10 stycznia 2015

What can I say?

Nienawidzę, kiedy nic się nie dzieje.
Ale teraz nienawidzę, bo dzieje się za dużo.
I nienawidzę, bo czuję, że ten wpis będzie bardziej chaotyczny, niż się spodziewam.
A spodziewam się ultrachaosu.

Wujek A. jest w szpitalu. Nie wiem, co mam zrobić. 
Oczywiście, żal mi go, ale prawie go nie znam.
I chociaż ostatni raz widziałam go 12 lat temu, jakoś dziwnie mnie ściska w sercu na każdego newsa ze szpitala.
Niewytłumaczalne.


Tak czy inaczej - kolokwium. Już mi się ono po nocach śniło...
A właściwie śniło mi się raz, w nocy z środy na czwartek.

Śniło mi się, że miałam jechać na egzamin z mpp (z profesorem Ł. on mi się śnił dzisiaj...). Więc wsiadłam w autobus, 75, z przystanku na moim osiedlu. usiadłam na pierwszym siedzeniu przy kierowcy. Z tyłu usłyszałam jakieś znajome głosy. Były tam Klaudia C. (z mojej grupy), Patrycja K. (z gimnazjum) i parę innych dziewczyn. I zaczęły mnie wołać. Więc zaczęłam do nich iść, ale po drodze siedziały Pajka, Hania S. i Karolina. Więc zostałam z nimi i gadałam. One jechały na ten sam egzamin. W końcu wysiadłyśmy z autobusu. Wszędzie leżał śnieg, wielkie zaspy. Weszłyśmy do jakiegoś domu. 
Tam też gadałyśmy, śmiałyśmy się, Pajka robiła drinki i w ogóle. Nabijałyśmy się z wypchanych głów zwierząt na ścianach.
W pewnym momencie przyszła p. H.B. (dyrektorka liceum) i poprosiła mnie i Pajkę o to, żebyśmy jej przetłumaczyły jakiś tekst. Pajka coś narzekała, że ona nic nie umie po angielsku, żebym jej dyktowała. Ale spojrzałam na zegarek i była 16.20 - egzamin miał być na 17.
Powiedziałyśmy H.B., że wrócimy to zrobić po egzaminie.

Dziewczyny wyszły, a ja się jeszcze ubierałam. Kiedy wyszłam, to okazało się, że jestem na przystanku autobusowym w Biesiekierzu. Sprawdziłam godziny i odjazdy - nic nie jeździ pod nasz wydział. Zaczęłam panikować, poszłam na drugą stronę ulicy (jest tam sklep), żeby zobaczyć, czy pod tablicą ogłoszeń nie znajdę kogoś, kto nas podwiezie. Tam spotkałam Rafała i Klaudię (kuzyn z dziewczyną), którzy pytali, co z tym dojazdem, bo patrzyli na rozkład i nie widzieli żadnego autobusu. Nie znalazłam też żadnej taksówki (a tam nie ma fizycznie jak znaleźć taksówki, więc fuck logic...).

Wróciliśmy we trójkę na przystanek, a tam wujek Phil z serialu "Fresh Prince of Bel-Air" sprawdzał rozkład i mówi mi, że nie dojedziemy (Thank you, Captain Obvious!)

Nagle zaczął jechać jakiś autobus. Uznaliśmy, ze wsiądziemy, podjedziemy do miasta, a stamtąd jakoś znajdziemy coś na uczelnię. A on bezczelnie koło nas przejechał, bo okazało się, że to nie był przystanek, tylko atrapa, a prawdziwy był 500 metrów dalej, za drzewami, więc go nie widzieliśmy.

Nawet we śnie mi się życie nie udaje...

Z tego snu to by było na tyle...

Ale najważniejsze, że to kolokwium z głowy.
Teraz będzie już gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz