wtorek, 31 marca 2015

Cukrowa wata i płynu Lugola łyk.

Przydałby mi się intelektualny odpowiednik płynu Lugola.

Właściwie kłamię. Znalazłam przecież taki odpowiednik.
Jako wielka fanka wszelkich scripted docu i Warsaw Shore mogę powiedzieć o nich - to są moje Lugole.

Po wybuchu rektora w Czarnobylu ludzie pili płyn Lugola, żeby dostarczyć sobie jodu. W ten sposób radioaktywne izotopy jodu nie łączyły się z hormonami tarczycowymi (bo te były już zajęte przez "zdrowy" jod). A przynajmniej tak to rozumiem. Ale ja blondynka jestem, co złego, to nie ja.

A ja oglądam te głupoty, patrzę jak Ewelina czy inna Eliza się (eufemistycznie mówiąc) łajdaczą*, jak Mała Ania rzuca kobietami lekkich obyczajów co najmniej 5 razy w jednym zdaniu i jak słowo "niepodważalne" wzbudza u niej zachwyt, bo "ku***, jakie ona ma mądre słowa, bez kitu".

To trochę oczyszcza mój krwiobieg.
Coraz mniej przeklinam, coraz mniej mam głupich pomysłów
I tak jak czasem chciałam być dziewczynami tego pokroju (popularne, ładne , wyluzowane i z głową pełną wspomnień), tak moja Lugola sprawia, że to wydaje mi się teraz... płytkie. Znaczące i warte tyle, co nic.


 

*w sumie to słowo nie powinno się tu pojawić, bo mi się zbyt dobrze kojarzy :D
Leśmianowe "A słowa się po niebie włóczą i łajdaczą -/ I udają, że znaczą coś więcej, niż znaczą!..." zawsze na propsie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz